Miesiąc: styczeń 2009

Simply Red 25 The Greatest Hits

Nie lubię składanek, ani płyt typu Greatest Hits. Nie lubię, bo zazwyczaj są płytkim zbiorem hitów, które są największe w opinii większości. A ja lubię sobie znaleźć na płycie jakiś drobiazg, którego nikt nigdy nie wypromuje na hit, jakąś zapomnianą siedzącą w kącie szarą balladę, która dla mnie nabierze indywidualnego znaczenia. Takie nigdy się na płytach Greatest Hits nie pojawiają. Ale czasami … zdarza się, że te wielkie hity mają jakieś konotacje, wiążą się z jakimiś wydarzeniami i tak właśnie jest tym razem. To przedziwne, że Simply Red ma już 25 lat. To niestety przypomina mi, że jeśli słucham świadomie ich muzyki od 25 lat, to muszę mieć co najmniej 27 😉 Wiążę z nimi kawał historii mojego życia. Pamiętam bardzo dawne czasy, kiedy szalałam przy „Money’s Too Thight To Mention” czy „Somtehing Got Me Started”. Za każdym razem, gdy pojawiała się kolejna nowa płyta SR, wydawała się początkowo nie dorównywać poprzednim, ale po chwili już wchodziła w krew i stawała się klasyką absolutną. Trochę mi smutno, że Mick Hucknall postanowił już nie grać z …

Santa Rosa Viognier Argentyna 2006

Są takie wina, po które sięgam, kiedy mam zły humor. Są niejako gwarancją jego poprawy. Zazwyczaj są to wina białe. Nie wiedzieć czemu, a może zresztą wiedzieć, ponoć czerwone powodują stany depresyjne. Do moich ulubionych poprawiaczy nastroju należy argentyńskie Viognier Santa Rosa 2006. Wchodzę do mojego ulubionego sklepu, biorę je z półki i już właściwie w tym momencie mam lepszy humor. Jeszcze przez chwilę mi się pogarsza, kiedy płacę J, ale już potem rewelacja. Jest coś niesamowitego w szczepie Viognier, który rzadko występuje, jest bardzo wymagający, był też zagrożony całkowitym wyginięciem. Jest bardzo głęboki w smaku jak na białe wino i bardzo mało kwasowy. Pyszny. Ze wszystkich Viognier, które piłam do tej pory, Viognier Santa Rosa 2006 smakuje mi jednak najbardziej. Dystrybutorzy piszą o nim: „Barwa średnio intensywna, żółto-zielona ze srebrnymi przebłyskami. Aromat bardzo dobrze oddaje charakterystykę tego francuskiego szczepu. Dominują tropikalne owoce, przez które przebijają się zapachy kwiatowe. W tle dojrzałe owoce róży, brzoskwinie, zielone jabłko, gruszki i banany. W ustach świeże z dotykiem cytrusów. Idealne jako aperitif. Dobrze komponuje się również z rybami …

Nesebar

Nesebar obrósł już historią. Wygrał konkurs publiczności na Knajpę Roku 2008 w Gazecie Wyborczej. Potem, przez wiele tygodni był okupowany przez tłumy czytelników Wyborczej, którzy postanowili sprawdzić, czy Gazeta się myli. W każdym razie nie sposób było przez kilka tygodni się do Nesebaru dostać. Telefony albo nie odpowiadały w ogóle albo informowano, że rezerwacji na wieczór nie da się zrobić. Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Romulus Wielki w Teatrze Polonia

Mam w zwyczaju nie czytać przed wybraniem się do kina czy teatru żadnych recenzji. Zwyczaju tego nabrałam, kiedy kilkakrotnie recenzenci spłycili mi najgłębszą pointę, zdradzili najlepszy dowcip, czy też swoim czepianiem się zepsuli najlepszą zabawę. Po obejrzeniu w piątek Romulusa Wielkiego i przeczytaniu dziś recenzji choćby z Gazety Wyborczej  czy dodatku „Kultura” Dziennika, utwierdzam się w przekonaniu, że zwyczaj ten jest jedynie słuszny. Wyborcza twierdzi, że temu spektaklowi brakuje reżysera. Dziennik dodaje, że rzecz jest banalna i nie ma komentarza czy jakiejkolwiek prawdziwej interpretacji. Ja mam wrażenie, że recenzenci nakręcają się w swoim „znawstwie” i nie wypada im napisać dobrej recenzji po tym, gdy konkurencja napisała złą. Na szczęście nie przeczytałam ich przed spektaklem i w związku z tym naprawdę dobrze się bawiłam. Owszem, przyznaję, nie widziałam do tej pory żadnego Romulusa Wielkiego Duerrenmatta. Nie znam żadnej interpretacji roli tytułowej, nie znam żadnej wcześniejszej reżyserii. Nie znałam tego spektaklu w ogóle. Zamieniając tę słabą stronę w mocną, mogłabym powiedzieć, że jestem wolna od bagażu, który być może ciąży recenzentom. Ale dość już o nich. Wrażenie …

Księżna (“The Dutchess”)

Jeśli to miał być film o wielkiej kobiecie, to coś się komuś nie udało. Jeśli to miało być dobre kino kostiumowe, to brawo dla twórców. Najpierw jednak o tym, czego w tym filmie nie ma. Nie wiedziałabym tego, gdyby nie kilku znajomych przybliżających mi prawdziwą postać księżnej Devonshire. Była to kobieta niezwykle wpływowa, mocno interesująca się polityką, bardzo zaangażowana w tematy ważne nie tylko dla kobiet tamtych czasów. Kobieta, która przerastała swoją epokę zachowaniem, stylem, zainteresowaniem polityką, odwagą w wygłaszaniu poglądów itd. Na tamte czasy feministka. Czy cokolwiek z tego jest widoczne w filmie „Księżna”? Nie bardzo. Są pewne przebłyski, owszem. Są jakoś lekko zarysowane wiece polityczne, są zalążki dyskusji, są politycy, ale w żadnym razie nie chodzi o żadną sprawę. Nie ma w tym filmie sporu, nie ma przeprowadzania swoich racji, nie ma walki politycznej, po prostu nie o tym jest ten film. Czy to źle? Nie wiem, być może księżna byłaby ciekawiej narysowaną postacią, gdyby dodać jej trochę prawdziwych poglądów, a nie tylko zaznaczyć, że je miała. Film jest jednak o prywatnym życiu …

Restauracja Bacio

Bycie w drodze do jakiegoś miejsca, powoduje czasami, że znajduje się na mapie kulinarnej Warszawy takie miejsca, do których trudno byłoby trafić specjalnie, dzięki poleceniu czy jakiejś recenzji. Do takich miejsc należy Bacio, włoska restauracyjka na ulicy Wilczej. Nie jest nowa, już sporo ludzi o niej zapomniało, a nie powinno. Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Opowiedz mi o deszczu

Miło czasem odetchnąć od kina amerykańskiego. Jeśli zrobi się takie założenie, że w filmie nie potrzeba akcji, wątków, właściwie nawet zbyt interesującej fabuły, że w filmie liczy się wyłącznie klimat, warto wybrać się na taki właśnie „odpoczynek od Hollywood” pod tytułem „Opowiedz mi deszczu”. To oczywiście nie jest film o niczym. Ma treść, a nawet sporo treści. Porusza tematy ważne, ale z dużym spokojem, bez zbytniej pompy i trochę tak, jakby gdzieś w tle odzywał się głos „ale nie będziemy Was tym za bardzo obciążać, bo przecież chodzi o to, żeby było miło”. I miło faktycznie jest. W opisie tego filmu przez dystrybutora czytamy: „Film jest komedią obyczajową o odwiecznej grze męsko-damskiej. Doskonałą, bo diablo inteligentną i słodko-gorzką. Błyskotliwe dialogi i pełnokrwiści bohaterowie, których nie da się nie lubić, przywodzą na myśl filmy Woody’ego Allena ze wspaniałych czasów Annie Hall i Manhattanu.” No i niestety tu się nie zgadzam totalnie. Być może to kwestia niezrozumienia przeze mnie języka (wiadomo przecież, że napisy oddają jedynie 80% całości tekstu), być może jednak uwielbienia dla Woody’ego Allena, ale …

Just dance – tylko taniec!

Muszę to przyznać otwarcie – tak beznadziejnego filmu dawno nie widziałam. I mam takie wrażenie, że nie chodzi tylko o mój wiek, bo fakt, że nie jestem grupą docelową tego „dzieła” nie budzi żadnych wątpliwości. Kilka lat temu oglądałam „Step Up” i choć też nie byłam zachwycona, to było w nim chociaż coś, chociaż cień autentyczności, choć odrobina emocji na twarzach młodych aktorów. W „Just dance” nie ma nic pozytywnego. Zaczynając zresztą od samego tytułu i jego polskiego tłumaczenia … Tytuł oryginału to „Make It Happen” – dlaczego więc polski dystrybutor zdecydował się na tak dziwaczny tytuł w polskiej wersji? Nie wiem. Być może chciał się podpiąć pod przebój „Just Dance” Lady Gaga promujący ten film. Skoro jednak nie zrobiono tego w wersji oryginalnej, naprawdę nie sposób zrozumieć, czemu robi się to w Polsce. Jak zwykle, polscy dystrybutorzy lepiej wiedzą, jak powinien się nazywać film. Ale temu akurat dziełu w niczym to nie zaszkodziło, bo nic nie mogło mu zaszkodzić. Historia jest drętwa i banalna – dziewczyna z małego miasteczka w Idaho przyjeżdża do Chicago …

Torre de Barreda Tempranillo Hiszpania 2006

Kiedy pojawia się moja przyjaciółka Ania z butelką wina polecaną przez swojego brata można się spodziewać winnej uczty. Tym razem padło na hiszpańskie Tempranillo Torze de Barreda z 2006 roku. Tempranillo to kolejny mało mi znany szczep winny, tym chętniej przystąpiłam do degustacji. Opinia dystrybutorów: „Wino cechuje głębia i bogactwo smaku – delikatna kwasowość i aksamitne garbniki. Wyraźne aromaty śliw, wiśni i czarnych porzeczek. Wyczuwalna ale nie dominująca jest nuta wanilii, która nadaje winom szlachetności.” Mam wrażenie, że to śliwka dodaje tego czegoś ciekawego temu winu. Na pewno ma ono mocny charakter, ale i dużą łagodność w sobie. Ponoć młode wina tempranillo są mocne i wyraziste, a starsze nabierają jedwabiu i miękkości, mam wrażenie, że to było i wyraziste i jedwabne jednocześnie. Bardzo polecam. Dostępne m.in. tutaj. W skali od 1 do 10 daję 8. Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Australia

Mam chyba jednak zbyt negatywny stosunek do takich wielkich amerykańskich produkcji. Przyznaję, że wchodzę do kina już lekko uprzedzona i trzeba emocji z „Gladiatora”, by mnie przekonać. W „Australii” takich emocji nie ma. Jest za to niezbyt udana próba naśladowania „Przeminęło z wiatrem”. Tak, obejrzałam ten film w Sylwestra, a jak już wiecie poza nim były jeszcze dwa inne, porównania więc cisnęły się same. I tak, ten film zaczął się o 3ciej rano, więc miałam pewne prawo do zmęczenia, zwłaszcza, że trwa pełne 160 minut, ale wierzcie mi, że gdyby to było dzieło wybitne, nie spoglądałabym na zegarek co chwilę i nie czekała, kiedy wreszcie się skończy. Skupmy się jednak na pozytywach na początek. Jest jedna magiczna scena w tym filmie – zaganianie bydła przed przepaścią. Wybitna, z ciarkami chodzącymi po plecach. Szkoda, że tylko jedna. Jest piękny dzieciak – przepiękny i bardzo zdolny młody chłopczyk o niesamowitych oczach, przenikliwym spojrzeniu. Jest Nicole Kidman, którą lubię i która bardzo dobrze gra i Hugh Jackman, ciężko przystojny, ale nie wybija się w tym filmie wcale. Są …