Rok: 2011

Knajpa Roku Frobloga

Pora na finał. Bardzo to było trudne, naprawdę. Wybierałam z trzech zupełnie różnych miejsc. Różnych stylem, możliwościami, lokalizacją, po prostu wszystkim. Łączy je tylko przepyszne jedzenie i brak pretensjonalności. Zwycięzcą jest … Magiel Cafe. Są pozbawieni dobrej lokalizacji, wielkich nazwisk w tle, a co za tym idzie pewnie i kapitałów. Znając życie, nie mają pewnie nawet zbyt profesjonalnej kuchni, bo trudno ją sobie wyobrazić w pomieszczeniu po maglu. Mają za to wielką pasję, nieskończoną wyobraźnię, odwagę w eksperymentowaniu, smak i umiejęności, których mogą im zazdrościć wszyscy. Dodatkowo promują produkty polskie i prawdziwe. Kuchnia środziemnopolska wygrywa 🙂 Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Knajpa Roku Frobloga

Finalista nr 3 Magiel Cafe (ul. Stępińska 2) – W środku niczego, na totalnej pustyni kulinarnej, pośród bloków i nienajnowszych biurowców (z wyłączeniem Agory), w pomieszczeniu po byłym maglu, znajduje się kameralne, zupełnie szalone, powstałe z powodu fantazji i zapału miejsce serwujące kuchnię śródziemnopolską. Można tu zjeść topinambur, skorzonerę i pasternak, rzeczy, które praktycznie nie występują w menu kart restauracyjnych, no może trochę zaczynają się pojawiać. Miejsce wśród finalistów Knajpy Roku Frobloga za to, że równie świetnie smakuje tu Halibut z pieczonymi burakami i dipem z anchovies jak i zwykłe Fish&Chips, do którego jakby mimochodem dodaje się tapenade z zielonych oliwek, co totalnie zmienia charakter dania, a Anglików przyprawiłoby pewnie o zawał serca. To jest nominacja za łamanie konwenansów i jednoczesny powrót do źródeł kuchni polskiej. Opisy moich wrażeń z Magla tu i tu – i jestem zdziwiona i nieco zawstydzona, że nie napisałam o nich więcej, bo bywałam o wiele częściej. Finał już jutro! Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie …

Knajpa Roku Frobloga

Finalista nr 2  Opasly Tom PIW (ul. Foksal 17) – Kilka lat temu byłam w Absyncie, takiej małej francuskiej restauracyjce, której niestety już nie ma. Z całej tej wizyty pamiętam do dziś tylko królika w sosie musztardowym, był to pierwszy królik w moim życiu. Potem jadłam ich kilka, ale tamten na zawsze pozostał moim króliczym odniesieniem. Był wybitny. Po kilku latach trafiłam do Opasłego i zobaczyłam w menu Królika w sosie z musztardy Dijon z ziemniakami gratin. Skosztowałam i oszalałam. Ten królik był równie dobry. Wreszcie! Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że obydwa króliki wyszły spod cudownych rąk Agaty Wojdy – szefowej kuchni nigdyś Absyntu, a dziś Opasłego. Agaty Wojdy, która nie ‘gwiazduje’ (choć mogłaby) po telewizjach i magazynach, a w najbardziej zatłoczony sobotni wieczór dzielnie walczy w kuchni Opasłego. To miejsce wśród finalistów Knajpy Roku Frobloga daję za rozpoznawalność królika i jeszcze za Pieczonego bakłażana z masłem orzechowym serwowanego z sałatką z ciecierzycy, pestek granatu i kolendry. Danie zdumiewające i uzależniające. Moje opisy Opasłego tu, tu i tu. Zapraszam na na fanpage, …

Knajpa Roku Frobloga

W ramach podsumowań tego roku wybieram Knajpę Roku. Będzie to mój własny wybór w moim własnym imieniu. Możecie pójść i sprawdzić, czy mam rację i dać mi znak w komentarzach, czy się pomyliłam, czy może mam rację. Podstawa wyboru finalistów jest prosta – do finałowej trójki przeszły te miejsca, w których w tym roku bywałam najczęściej. Wracałam tam chętnie, czekając na nowe odsłony menu i z radością testując kolejne dania, w większości nie zawodząc się wcale. Podstawa wyboru Knajpy Roku z tych trzech finalistów jest znacznie bardziej złożona. Wynika z moich przemyśleń, często nieprzespanych nocy, dyskusji ze znajomymi, którzy czasem mi towarzyszyli. Było rwanie sobie włosów z głowy, używanie argumentów wszelakich i rozważanie opcji pt. ‘a może ex equo wszystkie trzy?’. Nie ma jednak półśrodków. Każde z tych miejsc jest totalnie inne, dlatego ta druga faza była piekielnie trudna. No dobrze, ale do rzeczy. Dziś pierwszy finalista, jutro i po dwójka kolejnych. Finał w Sylwestra. Finalista nr 1 Restauracja Delizia (ul. Hoża 58/60) – Kiedy weszłam tu po raz pierwszy, w całej restauracji unosił się …

Restauracja Poezja

Kiedy ostatnio byłam w restauracji Poezja, uważałam jeszcze Macieja Nowaka za znawcę nieomylnego, było to więc strasznie dawno, ale pora roku podobna. Nie zachwyciła wtedy obsługa, a po Knajpie Roku spodziewałam się więcej. O kuchni miałam natomiast bardzo dobre zdanie. Nieco dziwi mnie fakt, że przez cztery lata nie udało mi się tak wrócić, no ale pora była najwyższa.

Kocha lubi szanuje – Crazy Stupid Love

Obejrzałam tę komedię z dużą przyjemnością i nawet w wielu miejscach się zaśmiałam. Niesłychane, to już od jakiegoś czadu nie zdarzało się na filmach z kategorii ‘komedia romantyczna’. No cóż … nie wiem, czy to do końca jest komedia romantyczna, raczej wygląda na rozgrywkę pomiędzy dwoma osobnikami płci męskiej, ale dość specyficzną i mocno urokliwą.

Delizia ponownie

Będzie krótko, bo o Delizii było już kilkakrotnie, ale to takie miejsce, do którego naprawdę chce się wracać. Na dodatek nominacja do Knajpy Roku spowodowała wzmożone zainteresowanie, tłumy gości, rezerwacje stolików minimum z dziennym wyprzedzeniem. Wszystko to sugeruje, że Delizia święci sukcesy, a my lubimy sprawdzać, jak restauracje radzą sobie z sukcesem. Nie wszystkim się bowiem udaje.

Sylwester w Nowym Jorku

Szkoda. Ogromnie szkoda. Obsada gwiazdorska i hitowy reżyser niestety nie znaczą nic. Nie ma już gwarancji jakości na tym świecie. 🙂 Grają Robert de Niro, Michelle Pfeiffer, Zac Efron, Jessica Biel, Halle Berry, Sarah Jessica Parker, Hilary Swank i mnóstwo innych. Reżyseruje Garry Marshall – ten sam, który nakręcił „Pretty Woman”. I pomimo tego zestawu pierwszej klasy, mamy do czynienia z bardzo cieniutkim filmem. Momentami przyjemnym, momentami sympatycznym, najśmieszniejszym w sumie w scenach typu ‘mock up’ puszczanych pod napisami, na końcu filmu. Zastanawiam się, dlaczego.

Listy do M.

„Love actually” jest filmem mojego życia, mówię to głośno, zawsze wtedy, kiedy pojawiają się komentarze, że jakiś film jest podobny do „Love actually”. Nie ma takich filmów. Nie ma filmów podobnych do „Love Actually”. To był film mądry, ciepły, zabawny, wielowątkowy, ze znakomitą obsadą, świetnie zagrany i wyreżyserowany, z genialnym scenariuszem i mocnymi puentami, choć podanymi w dość przyjemny sposób. Nigdy przedtem ani potem nie udało się nikomu zrobić tak znakomitego filmu.