Kultura
Skomentuj

Adam Gessler Smaki na 52 tygodnie

Nóż do papieru. Taki mały drobiazg, a bez niego się nie da. Muszę mieć w biurze i w domu. W przeciwnym razie nie otwieram kopert, nie czytam listów, nie przerwę papieru niczym innym poza nożem do tego celu przeznaczonym. Może to przedmiot należący do przeszłości, może już go nikt dziś nie pamięta, ale mi jest po prostu potrzebny. Nie mogę patrzeć na rozerwaną nierówno, niechlujnie kopertę, nie mogę. Czuję się z tym dziwactwem coraz gorzej, czuję już prawie jak odchodzę do lamusa, kto dziś używa noża do papieru na Boga? W dobie listów elektronicznych i mediów społecznościowych? Kto?

I nagle pojawia się drugi taki wariat jak ja. Jest znacznie bardziej ekscentryczny, zakłada czasem czerwone spodnie, a czasem muchę. Adam Gessler. Wydaje swoją książkę „Smaki na 52 tygodnie”, a strony w niej są posklejane, do przerwania – jak twierdzi – nożem – a ja dodaję – do papieru. Bez niego nie da rady, można uszkodzić całość. I już nie jestem dziwakiem z zamierzchłej przeszłości, jestem nawet bardziej na topie i „trendy” niż mogłam to sobie wyobrażać. Uff.

Przeczytałam to praktycznie bez wytchnienia. Siadłam i przeczytałam, po kolei strona po stronie. Kalendarz, a na każdy tydzień danie, np. na mój urodzinowy – Adam Gessler proponuje leniwe, to dość symptomatyczne. Do każdego dania komentarz, wypowiedź, jakieś wspomnienie, często o autorze dania.

U mnie też obudził kilka wspomnień. Legumina. Trochę jak z tym nożem do papieru, kto w ogóle pamięta, co to jest? A ja pamiętam jak jadałam w dzieciństwie i jakie to było pyszne i jak bardzo mi tego wbrew pozorom brakowało.

A kiedy zobaczyłam makaron domowy krojony, dodawany do rosołu, oszalałam. Przypomniałam sobie, jak babcia robiła go tylko dla mnie i jak go uwielbiałam i ile potrafiłam go zjeść. Dzisiaj już nikt nie robi makaronu, ale ja postanowiłam do następnego rosołu wykonać go osobiście. Bardziej niż nóż do papieru, przyda mi się w tym celu … wałek do ciasta.

Świetna książka. Wydana na zwykłym papierze, Gessler bez retuszu, bez kredowego papieru, zdjęcia żywych potraw i żywych ludzi. Niekoniecznie stylizowanych, no, być może lekko. Polecam do gotowania i do czytania, do wspominania i odkrywania słów, smaków i tradycji.

Po więcej aktualności i recenzji restauracji warszawskich zapraszam na Fanpage Frobloga na Facebooku.