Wstaje człowiek rano, deszczowo za oknem, szaro, buro i ogólnie nieciekawie. Myśli sobie człowiek – wyczekiwany weekend, nie można go sobie tak pozwolić zepsuć pogodą, co by tu począć? Gdzieś pomiędzy trzecim a czwartym ziewnięciem, znajduje człowiek na półeczce dopiero co otrzymaną w prezencie urodzinowym płytę Artura Andrusa „Myśliwiecka”. Włącza człowiek nieśmiało tę płytę z nadzieją na zmianę humoru i …
Po takim wstępie nie ma już śladu po wiosennym trudnym poranku, a nawet zaczęło świecić słońce. Terapię Arturem Andrusem powinni stosować w depresjach. Jeśli doda się do słuchania tych utworów–historyjek jeszcze przeczytanie kilku zdań, które Andrus zamieścił w towarzyszącej płycie książeczce z tekstami, rozbawienie jest już gwarantowane.
W kwestii tematów tekstów mamy tu – w związku z tytułem – mocne wątki związane z Trzecim Programem Polskiego Radia. Swoją drogą, myślę, że nie ma na świecie drugiej takiej rozgłośni radiowej, która tworzyłaby historię, miała szczytną przeszłość w kształtowaniu gustów muzycznych całego narodu i jeszcze posiadała tak znane postaci jak Transcendenty Niedźwiedź, Prawdziwy Baron i Helena Wichura. To jest jakiś polski ewenement.
Andrus ma niezwykłą umiejętność poruszania w swoich tekstach tematów ważnych w sposób zabawny. To taki humor, który kiedyś prezentował Wojciech Młynarski, pewnie zresztą robi to dalej, ale jest mniej widoczny. Umiejętnościami wokalnymi zresztą Andrus przypomina Młynarskiego. Żaden to głos, żadna technika, a jednak dzięki specyficznemu frazowaniu i bardzo autentycznej interpretacji, trudno wyobrazić sobie kogokolwiek innego w tych utworach.
Trudno też nie zwrócić uwagi na stronę muzyczną tej płyty. Autorem muzyki jest w dużej części Włodzimierz Korcz! Jak to miło sobie przypomnieć, że ktoś potrafi jeszcze ułożyć dobrą muzykę. Taką, która odda walory tekstu, podkreśli, gdzie trzeba, zaakcentuje, ukryje, co trzeba, a jednocześnie nie zabije (średnio uzdolnionego wokalnie) wykonawcy ekwilibrystyką wokalną. „Piłem w Spale, spałem w Pile” byłoby pewnie taką sobie piosenką, gdyby nie radosna, porywająca wręcz muzyka.
Jest też na tej płycie przepiękna, wcale nie śmieszna „Cieszyńska” Jaromira Nohavicy. Pamiętam, że kiedy usłyszałam ten utwór po raz pierwszy, oszalałam. Doświadczyłam jakiegoś rodzaju euforii połączonej z głębokim wzruszeniem. Przez tydzień słuchałam go non stop, może z 500 razy. Był powodem, dla którego przekopałam cały internet w poszukiwaniu Nohavicy, znalazłam dziesiątki genialnych, zupełnie nieznanych szerokiej publiczności, utworów. Zawsze będę wdzięczna Andrusowi za odkrycie mi tego świata, zwłaszcza, że mam rodzinne wątki cieszyńskie.
„Myśliwiecka” Andrusa to rzecz jasna nie jest pozycja dla każdego. Trzeba mieć zbliżone poczucie humoru, może nawet też trzeba być w pewnym wieku, żeby rozumieć skojarzenia autora. Być może też trzeba być kobietą raz choćby „podrywaną na misia”, albo mężczyzną, który się na ten sposób „porwał”. J Może trzeba z podobnym brakiem zrozumienia odnosić się do „spotkań” pod Pałacem Prezydenckim „Obrońców Obrońców, którzy są Przeciwnikami Przeciwników, Obrońców Przeciwników Obrońców i Przeciwników Obrońców Przeciwników” i chcieć umieć na te „spotkania” spojrzeć z perspektywy konia, któremu „wszyscy mogą cmoknąć przy kopycie”.
Być może trzeba pamiętać skinów i punków (jakże dalekich od dzisiejszych hipsterów), żeby w tekście „Widują się ‘na wędlinach’/ Prawie każdego poranka / Danuta – małżonka skina / i Janina – żona punka” odkryć humor. Jeśli natomiast człowiek jest solidnie po trzydziestce i ma poranny nieciekawy humor – Andrus działa jak nic.