Niespecjalnie lubię opowiadania. W książkach największą wartość upatruję w tym, że potrafią mnie zaangażować w fabułę, zaciekawić, przykuć uwagę tak, żebym nie chciała przerywać czytania. Najlepsze książki w moim życiu czytałam całymi nocami, bo najzwyczajniej w świecie nie byłam w stanie przestać, rozstać się z bohaterami, choćby na noc. W opowiadaniach nie ma takiej dramaturgii, poza tym trudno zapamiętać kilkanaście różnych historii, po przeczytaniu więc tomu opowiadań, w głowie zostają najwyżej 2-3 robiące największe wrażenie. I tylko dla nich, jeśli naprawdę są tego warte, czasami sięgam po tom opowiadań. Tym razem Artura Millera „Obecność”.
Spodziewałam się szokowania i czytania z wypiekami na twarzy, nawet jeśli przysłowiowymi, bo po przejściu przez kilka tomów Bukowskiego w życiu, trudno już się czymś niesmaczyć, czy zawstydzać. Tych wypieków nie było. Była natomiast dość prosta konstrukcja – otwarcia i zamknięcia. I prawie niczego w środku.
Otwarcie – Buldog. Historia chłopca, który udaje się po szczeniaka rasy buldog moręgowaty na drugi koniec miasta. Nie wie wprawdzie jak rasa wygląda, ale wiedziony jakimś przeczuciem czy innymi powodami, zmierza dzielnie wykorzystując różne środki komunikacji, a kiedy dociera, poza szczeniakiem dostaje coś jeszcze … I to jest jakiś początek w jego życiu.
Zamknięcie – Obecność. O mężczyźnie, który krążąc po osamotnionej plaży, przypadkowo znajduje na niej parę kochanków. Najpierw nie chce ich widzieć, potem ich podgląda, wreszcie nawiązuje kontakt z kobietą, a w końcu dziwi się zniknięciu i tęskni za ich widokiem. Bardzo piękna historia i muszę przyznać, że w tym opowiadaniu upatruje resztek niegdysiejszego klimatu budowanego przez Artura Millera.
Nie sądzę, by była to kwestia wieku – „Obecność” to zbiór ostatnich opowiadań dramaturga – raczej kwestia zmęczenia, może wypalenia, a może zwykłej chęci wydania jednak czegoś, czego jeszcze nie wydano. Spodziewałam się więcej po twórcy „Śmierci komiwojażera”, choć przyznaję, że klimat ostatniego opowiadania pozostał ze mną przez jakiś czas.