Mamy właśnie do czynienia z wysypem nowych miejsc. Otwierają się jak grzyby po deszczu we wszystkich dzielnicach Warszawy. Wraz z nimi pojawiają się „ogródki”, często będące po prostu kilkoma stolikami wystawionymi na chodniku. Sygnalizują nieodwracalne nadejście ciepłych czasów. W tym gąszczu nowości, niech Wam nie umknie BreadBar otwarty wczoraj na Oleandrów.
BreadBar to miejsce na około 30 osób. Jest pół sklepem, pół bistrem. Przeważające elementy wystroju to drewno i metal. Na środku BreadBaru umieszczone są wysokie stoliki, pod ścianami dwuosobowe stoliki niskie. Za ladą wisi obowiązkowa tablica z wypisanym ręcznie kredą menu. Ustawienie miejsca z pewnością sprzyja integracji.
Centralnym punktem jest tu piec. Wypiekane jest w nim pieczywo z polskiej mąki, na własnym zakwasie. Nie ma tu kuchni, zjemy jednak przekąski – są sandwiche, kromki, mix warzyw z dipami, deski serów, a na śniadanie wybrać można owsiankę lub jajka w kokilkach. BreadBar lekko skręca we włoską stronę. Sprowadza wina i sery z zaprzyjaźnionych serowarni i winiarni Włoch. Od przyszłego tygodnia w ofercie mają się znaleźć także polskie sery zagrodowe.
Miejsce otworzyło się w sobotę w południe. Wpadłam wczesnym popołudniem na drobną przekąskę. Powitano mnie prosecco, które ma się tu ponoć lać na potęgę. Zamówiłam Małą deskę serów (17zł) i Koszyk pieczywa (8zł). Koszyk pieczywa do wyboru – w zakresie oferty miejsca – podano mi z dobrym masłem i oliwą. Szczególnie zachwyciły mnie razowce, a najbardziej ten z figami.
Moja Mała deska serów składa się z trzech rodzajów włoskich serów twardych. Fresco to lekki, młody ser, bardzo przyjemny i kremowy, praktycznie nie przypomina sera twardego. To taki „entry level” ser. Drugi ser to Peperoncino. Bardzo interesujący, dosyć pikantny dzięki zawartości papryki peperoncino. Ostatni ser to Grotta – leżakowany, bardzo dobry, intensywny w smaku. Pani obsługująca opowiada z zainteresowaniem o każdym z serów, poleca mi też przegryzać poszczególne kawałki chlebem pszennym dla oczyszczenia kubków smakowych. Na desce są też orzechy włoskie, figi i żurawina. Bardzo fajna deska.
W sobotę wypijam jeszcze znakomicie zaparzone Espresso (5zł) i znikam. W niedzielę jednak wracam na śniadanie. Nie jestem w stanie pozbyć się myśli o BreadBarze. Czyżby uzależnienie po pierwszej wizycie? Klimat niedzielny jest już zupełnie inny. Za oknem deszczowo. Niezwykle klimatyczna uliczka Oleandrów, nabiera w tej aurze wyjątkowego charakteru. W BreadBarze niespieszne niedzielne przedpołudnie. Z głośników sączy się Kind of Blue Milesa Davisa. Siadam przy małym stoliczku i wczuwam się w ten poranek. Jak słowo daję, „o take Polske”. Nie zamieniłabym tego klimatu na nic innego.
Zamawiam śniadaniowe Jajka w kokilkach ze szpinakiem i suszonymi pomidorami (8zł). Trzy jajka przemieszane ze świeżymi liśćmi szpinaku i suszonymi pomidorami lądują w piecu. Dobieram do tego koszyk pieczywa, tym razem razowca ze śliwką i razowca z figami. Delektuję się każdym kawałkiem. Przepyszne śniadanie.
Nie pozwólcie, by BreadBar umknął Wam w tym tłumie nowych otwarć. Pozwólcie mu się otoczyć atmosferą, zanim jeszcze trafią tu tłumy. Obsługa jest tu specjalnie rekrutowana, wybrano ludzi interesujących, sympatycznych i kompetentnych. Nikt Wm tu nie powie, że jest pierwszy dzień w pracy, choć jest. Bez względu na to, czy będzie to niespieszny niedzielny poranek, czy intensywna pod kątem wina sobota, to miejsce jest w stanie sprostać wymaganiom. Małe, bezpretensjonalne, klimatyczne. Polecam.
BreadBar, ul. Oleandrów 8, Warszawa
Po więcej zdjęć BreadBaru zapraszam na fanpage Frobloga na Facebooku.