Niestety nie zawsze jest dobrze, nawet w miejscach z gwiazdką. W przypadku Celeri * – restauracji ze zdrową kuchnią, głównie wegetariańskiej w Barcelonie, wyróżnionej jedną gwiazdką Michelin – mamy do czynienia ze świetnym pomysłem i słabym wykonaniem. To mój pech do tej ulicy. Dwa lata temu odwiedziłam tam również jednogwiazdkowy Hisop, gdzie jedzeniu nie dałabym gwiazdki w żadnym wypadku. To będzie krótka opowieść z dużą liczbą zdjęć. Dania lepiej wyglądały niż smakowały.
To miejsce ma się skupiać na zdrowej kuchni, głównie warzywach. Powstało w podziemiach sklepu z produktami organicznymi, a firmuje je szef kuchni Xavier Pellicer, znany wcześniej z restauracji Barraca, oferującej głównie paellę. Dodam, że paellę z owocami morza, rybami, bo może to ważne, że szef kuchni nie jest z przekonania wegetarianinem? Tutejsza karta podzielona jest w bardzo ciekawy sposób. Pierwsza strona to drobiazgi w cenie od 2-8,75 Euro. Druga i trzecia strona to rozdział Warzywa, który ma części odpowiadające produktom – pory, dynia, bulwy, kalafior, bakłażan (8,50 – 12,80 Euro). Ostatnia strona to ryby i organiczne mięsa (12,80 – 17,80 Euro). Podział świetny. Nowy. Budzi nasze zainteresowanie. Obsługa proponuje zamówienie po 3 dania na osobę, wszystkie podawane są “to share”.
Sam wystrój miejsca też jest bardzo interesujący. W podziemiach, pod sklepem z organiczną żywnością. Imponuje skromnością i szczerością. Dominuje cegła i zieleń. Proste wysokie i niskie stoły, większość kuchni za szklanymi szybami, dzielącymi stoliki na część dla gości i część dla kucharzy. Fajny efekt. Można obserwować, jak przygotowywane jest jedzenie. Druga część kuchni jest zamknięta za mrocznymi wrotami, skąd raz na jakiś czas wydawane są ciepłe dania np. tajska zupa, czy królik. W tej zakrytej kuchni widać czasem dwójkę Azjatów, nie sposób się pozbyć wrażenia, że właśnie stamtąd pochodzi najlepszy tu smak.
Kuchnia za szybami to szef kuchni i ekipa bardzo młodych ludzi. Nadużywają jednego rodzaju zielonej oliwy smakowej i szczypiorku – te dwa elementy lądują w prawie każdym daniu. Kroją, nakładają, często też serwują osobiście. Wyjmują swoje bajeranckie pudełeczka z dziewięcioma przedziałkami, w każdej z nich znajdują się inne listki, które nakładają pincetą. Nawet nas, zdeklarowanych foodies, dość mocno to bawi w zestawieniu z całą resztą. Wygląda to tak hipstersko, że już bardziej nie może, nawet osadzone w tej konwencji. Czasem przyłożą jakiś ring, żeby ułożyć tabbouleh w krąg, wszystko im się rozwali, kiedy ten ring zdejmą. Przyzwyczajona do perfekcji gwiazdkowych restauracji spodziewałabym się, że poprawią. Ależ skąd. Rozwalone podadzą gościom. Nawet się chwilę nie zastanowią. Gdyby zresztą tylko o nierówne krążki chodziło, zupełnie bym to zignorowała, ale naprawdę to jedzenie po prostu nie ma smaku.
Smutne jest to, że stereotyp ‘zdrowa kuchnie nie jest smaczna’ tak totalnie znajduje tu potwierdzenie. Nie wejdę w szczegóły, nie mam ochoty. Piszę to tylko po to, by Was ostrzec. Pewnie niektórzy z Was wybiorą się do Barcelony i taki koncept może Wam się wydać ciekawy. Darujcie sobie. Naprawdę. Na kilkanaście zjedzonych dań, większość ładnie wyglądała, ale smaku było tam o połowę za mało. Agata Wojda, która towarzyszyła nam w tej wizycie, stwierdziła, że szef kuchni był zmęczony, co dało się odczuć na talerzach. Może pora na przerwę, może i dłuższą przerwę od kuchni. O powodach braku smaku nie mam ochoty nawet myśleć. Szkoda mi najzwyczajniej, że tak fajny temat został tak bezmyślnie zepsuty. Celeri ląduje na mojej liście Gdzie nie jeść w Barcelonie.
Celeri*, Passatge de Marimon, 5, Barcelona, tel. +34 932 52 95 94