„Jedz módl się i kochaj” to jedna z tych książek, której nie przeczytałabym na pewno. Tytuł brzmi poradnikowo, napisano już z 300 takich książek, a na dodatek opisana jest „Polubiły ją Oprah Winfrey, Hillary Clinton oraz Meg Ryan” – też mi wzory literaturoznawców. Poleciła mi ją natomiast przyjaciółka, której ufam w kwestii książek zdecydowanie bardziej niż Oprze Winfrey 😉
Przede wszystkim, książka jest nierówna. Pierwszy rozdział jest świetny, sympatyczny, dobrze napisany. Nie wnosi niczego wartościowego, ale przyjemnie się to czyta. Daje nadzieję na to, że nawet po trudnych czasach w życiu, można sobie sprawić sporą dawkę przyjemności. Ponieważ odnosi się do części ‘Jedz we Włoszech’ (nazwy części – moje) świetnie komponuje się z moją osobą, a po części też tym blogiem.
Potem niestety następuje część ‘Módl się w Indiach’. No cóż, ja po prostu nie jestem najbardziej uduchowioną osobą na świecie i nigdy kategorie medytowania, buddyzmu ani innych tym podobnych, nie robiły na mnie wrażenia. Nie mam nic przeciwko oczywiście, życzę powodzenia wszystkim zainteresowanym, ale nie mam też ochoty próbować. W związku z tym, ta część była dla mnie bolesna. Zresztą, autorka również opisuje w niej swoje bóle, wściekłość, frustracje, może po prostu trudniej czyta się takie fragmenty niż szczęśliwości wynikające z dobrej strawy i pięknych włoskich okolic. Tak, to jest możliwe.
No ale potem na szczęście jest jeszcze ‘Kochaj na Bali’. Nie tylko samą miłością ludzie żyją, toteż ten ostatni fragment jest chyba najciekawszy pod kątem poznawania odmiennych kultur i zwyczajów Balijczyków. Podejrzewam, że nie dowiedziałabym się tego raczej z przewodników o Bali.
Cała rzecz w sumie jest dość ciekawa, choć wpisuje się w nurt „byłam nieszczęśliwa, rzuciłam wszystko i wyjechałam na koniec świata’, oferuje też kilka interesujących przemyśleń i fragmentów, nad którymi warto się zastanowić. I bynajmniej nie w części poświęconej medytacji. Myśli jak „Czy jestem dostatecznie wyśrodkowana, żeby być ośrodkiem czyjegoś życia?” dają podstawę do refleksji, a to warto docenić w każdej książce. Swoją drogą, ciekawa jestem ekranizacji z Julią Roberts. Wyobrażacie sobie Julię medytującą? Tego jeszcze chyba nie było. 😉