Odkryłam ją dla siebie, choć słyszałam mnóstwo dobrych i ciepłych słów już wcześniej. Warszawską Operę Kameralną. Przepiękną, stylową, klasyczną, zadbaną. Z pięknym ogródkiem, z ławkami, na których siadają widzowie w przerwach spektakli, z kawą i sokami rozdawanymi w przerwach i wreszcie z pomysłem. Bo pomysł zorganizowania Festiwalu Mozartowskiego, obejmującego wszystkie dzieła sceniczne Mozarta, jest zupełnie odkrywczy i to nie tylko w polskiej, ale i międzynarodowej skali.
Idomeneo nie jest bardzo znaną operą Mozarta, z tym większą przyjemnością jej wysłuchałam. Jak to zwykle z wykonaniami oper bywa, pojawiają się w nich głosy bardzo dobre (Marta Bobrowiska jako Ilia) i bardzo kiepskie (Gabriela Kamińska jako Electra), ale ogólny odbiór był bardzo dobry.
Szczególnie wart zwrócić uwagę na inscenizację i scenografię. Zrobione małymi środkami, bo opera jest naprawdę kameralna i najzwyczajniej nie ma w niej bogactwa efektów Opery Narodowej. Jednak pojawienie się potwora w drugim akcie wywarło na publiczności duże wrażenie. Zwłaszcza, że jego frędzle poruszały się w rytm muzyki, czym rozbawił najbardziej zasępione twarze.
W Operze Kameralnej głównie docenia się klimat. Sala składa się z kilkunastu rzędów, proscenium jest niewielkie, nic nie tworzy więc bariery pomiędzy widzem a śpiewakami. Publiczność składa się z gości międzynarodowych, stałych bywalców pozdrawiających się ukłonami i widzów takich jak ja – pojawiających się pierwszy raz i zaczarowanych klimatem. Miejsce absolutnie godne polecenia! Opera zresztą również.
Idomeneo Król Krety, Wolfgang Amadeusz Mozart, Opera Kameralna, Warszawa