Pierwszy raz odwiedziłam Kaskrut w drugi dzień po otwarciu tego miejsca w sierpniu. Koncept jak i menu restauracji zapowiadały się bardzo interesująco. Wkrótce potem Kaskrut stał się ulubionym miejscem warszawskich foodies. Trudno nie docenić kreatywnej kuchni, co tydzień zmieniającego się menu i idei, w ramach której cena żadnego z dań nie przekracza 30zł. W tę sobotę wróciłam, by spojrzeć na Kaskrut z perspektywy kilku miesięcy po otwarciu.
Oczywiście można się spodziewać jednego – w Kaskrut zawsze znajdą się jacyś znajomi foodies. Co do tego nie ma wątpliwości. Miejsce w ciągu kilku miesięcy od powstania było chyba najczęściej obfotografowanym lokalem w stolicy. Kiedy wchodzę tam z kolegą w sobotni wieczór, na sali siedzi Aga Kozak z Magazynu Kuchnia i Grzegorz Łapanowski. Adam Leszczyński, który właśnie miał wychodzić do domu, bierze głęboki wdech i zmienia plany. To zapewne nie łatwa decyzja, zwłaszcza, że w Kaskurt pracuje tylko trzech kucharzy, a menu zmienia się co tydzień, Chef ma więc pełne prawo do zmęczenia.
Makrela / kapary / jajko (17zł) to moja przystawka. Makrela zrobiona jak gravlax, podana na paście z jajka, a do niej mocny akcent smakowy kaparów z pietruszką i cebula. Makrela z krążkami cebuli, gdzie ja to ostatnio widziałam? Ach, w StreetXO J No ale takie inspiracje, to tylko podziwiać, zresztą danie smakowo jest kompletnie różne.
Przystawka mojego kolegi, którą podjadam zbyt chętnie nie kryjąc fascynacji, odpowiada mi smakowo jeszcze bardziej. To Kalafior / Biała czekolada / Rodzynki (16zł) – świetny chrupki kalafior, delikatnie sproszkowana biała czekolada i intensywne rodzynki. No prawie jak deser z kalafiorem. To takie świeże skojarzenia smakowe, nieco inne niż wszędzie.
Dorsz / Kolendra / Krewetki (27zł) całkowicie mnie zachwyca. Jędrny dorsz, chrupkie kawałki korzenia pietruszki, obficie posypane kolendrą, małe krewetki i świetny sos ze zmiksowanego suszonego pieczywa, oliwy z oliwek i kolendry. To danie to hit i byłabym pewna, że jest najlepsze w karcie, gdybym nie skosztowała…
Ozorek / Orzechy / Seler (27zł), gdzie ozorek po prostu rozpływa się w ustach, a seler reprezentowany jest przez plaster bulwy i kawałki selera naciowego. Ten ozorek mnie zachwyca. Uwielbiam to mięso, a jeszcze doprowadzone do tego stopnia miękkości, to po prostu rozkosz podniebienia. Pytam Chefa, czy przygotowywał metodą sous-vide, marszczy brew i mówi, że absolutnie nie. Odchodzi od sous-vide, powraca do tradycyjnych metod. Szczerze przyznam, że czekałam na moment, w którym ktoś będzie miał ochotę się wyróżniać odchodzeniem od tej techniki raczej niż jej stosowaniem. (I nie chodzi o to, że mam coś przeciwko sous-vide, po prostu lubię, jeśli jakiś Chef od czasu do czasu zrobi coś pod prąd trendom.)
Bez deseru stąd nie wychodzę i to w ogóle nie podlega żadnej dyskusji. Zresztą na szczęście wielkość porcji w Kaskrut pozwala spokojnie na zjedzenie trzech dań. Burak / Ciemna Czekolada / Kogel Mogel (16zł) wydaje werdykt ostateczny – tu jest znakomicie. Ciemna czekolada w postaci gęstych czekoladowych lodów, podpieczony słodkawy burak i zapieczony kogel mogel. Takie czekoladowe desery poprosimy w restauracjach w Warszawie. Tu nic nie jest oczywiste, wszystko jest jakąś niespodzianką.
Cieszę się, że Adam Leszczyński, po długich poszukiwaniach i zmianach, znalazł wreszcie miejsce, gdzie czuje się dobrze i może dać upust swojej fantazji. Myślę, że nie ma dla niego lepszego miejsca w Warszawie. Kaskrut jest tak bardzo inny, że aż nie ma dla niego kategorii. No może tylko ‘foodie place’. Zdecydowanie jest to miejsce dla wszystkich ceniących niebanalne skojarzenia smakowe, fajne formy i częste zmiany.
Kaskrut, ul. Poznańska 5, Warszawa
Po więcej zdjęć Kaskrut zapraszam na fanpage Frobloga.