Dobre ceny, Menu degustacyjne, Międzynarodowa, Nowe miejsce, Restauracje, Śródmieście
komentarze 2

Kotakota

Kolacja w ciemno. Nie to nie będzie relacja ze specjalnego wieczoru, podczas którego gościom zasłania się oczy, by nie widzieli, co jedzą i skupili się wyłącznie na smaku. To będzie relacja z Kotakota – nowego miejsca Adama Leszczyńskiego. Światło w jego restauracji jest – ujmując rzeczy eufemistycznie – nastrojowe. Dlatego to, co jedliście, zobaczycie dokładnie dopiero na zdjęciach w domu po mozolnej walce z Photoshopem. Nie robicie zdjęć w trakcie jedzenia i nie obrabiacie ich po powrocie? Hm… może być więc tak, że zmuszeni będziecie bazować wyłącznie na kubkach smakowych, bo w ogóle nie zobaczycie, co jedliście. Ta kolacja w ciemno ma jednak liczne uroki.

Adam Leszczyński to uczestnik programu TopChef zwany przez kolegów Limonką. Nic więc dziwnego, że nazwa jego nowego miejsca oznacza właśnie limonkę, wprawdzie po maorysku, ale na pewno nie chodzi o koty. Nie będę wracać do pochodzenia tego przezwiska, w każdym razie Adam łatwy we współpracy nie jest. Zmieniał restauracje kilkakrotnie, pracował m.in. w Soul Kitchen i Kaskrucie. W tym ostatnim zasiedział się chyba najdłużej i było to bodajże 10 miesięcy. Po jego odejściu, zaczęło być jasne, że ten typ osobowości musi mieć swoją restaurację. Przy tym wszystkim jest niezwykle utalentowany, ma smak, wiedzę i umiejętności.

Kotakota Bartoszewicza 3

Kotakota Bartoszewicza 3

Informacje o nowym miejscu Adama pojawiły się ponad roku temu. Z braku większych nakładów finansowych, sam wszystko załatwiał, nawet sam remontował. W trakcie prac musiał zmienić pierwotnie wybrany lokal na inny, choć wydawał się już prawie gotowy. Całość przedłużała się niemożebnie i niektórzy w ogóle nie wierzyli, że cokolwiek z tego powstanie. Na fanpage’u Kotakota oglądaliśmy zdjęcia z prac przygotowawczych. Zamiast Adama całego w mące widzieliśmy Adama całego w tynku. Zamiast noża w ręku trzymał szpachlę. Przez można było odnieść wrażenie, że zmienił zawód na budowlańca. Cuda się działy, ale w końcu otworzył.

Kotakota Sala

Kotakota: Sala

Kotakota to lokal w klimacie raczej krakowskim niż warszawskim. Znalazł swoją lokalizację na Bartoszewicza – ulicy, na której nie ma żadnej innej restauracji. Składa się z dwóch sal. Pierwsza z otwartą kuchnią tuż przy wejściu, druga w głębi. W drugiej sali Adam nazbierał mebli od ludzi. Są więc stare krzesła, stoły, jest kredens, stary zegar i kryształowe naczynia. Są też celowo odrapane ściany. Każdy podarowany mebel ma plakietkę z nazwiskiem darczyńcy. Do tego są świeczki i właściwie niewiele więcej. Również w temacie światła. Na dodatek miejsce otwiera się tylko wieczorami. W dzień więc tego jedzenia raczej nie zobaczycie.

Kotakota Sala 2

Kotakota: Sala

Menu Kotakota zmienia się w trybie stałym. Teoretycznie co tydzień, ale ponieważ to początek, może się zmienić również w ciągu tygodnia. Kotakota odwiedziłam dwa razy i stosunkowo niewiele dań się powtarzało, a zmianę karty szef kuchni dopiero zapowiada. Kuchnia jest całkowicie autorska z mocnymi wegetariańskimi akcentami. Można wybierać z przystawek, dań głównych i deserów lub zdecydować się na menu degustacyjne – 4 dania za 80zł.

Kotakota Kalafior

Kotakota: Kalafior, rzepa, salsa verde, kumin

Świetnym daniem jest Kalafior, rzepa, salsa verde, kumin (23zł), choć neonowość tej rzepy naprawdę spostrzegłam dopiero przy obróbce zdjęć. Świetnie lekko podpalony kalafior, do niego genialne odświeżające elementy salsy verde i granatu, całość ładnie łączy majonez. W zupełnie inne, śródziemnomorskie wręcz klimaty zabiera mnie Ser halloumi, mięta, czarne oliwki (27zł). Kuleczki sera halloumi z ziołami ułożone są na oliwkach i posypane świeżą kolendrą. Omaszczone są świetną zieloną pietruszką z tartą bułką, a marmolada z chilli podkręca i zaostrza całość. Uwaga na zdjęcia – na niektórych znalazły się trzy porcje, nie spodziewajcie się takich dużych dań w tym miejscu.

Kotakota Halloumi

Kotakota: Ser halloumi, mięta, czarne oliwki

Z przystawek moją największą radość powoduje Por, gorgonzola, jajko, bagietka (23zł). Pięknie uduszony por, zupełnie nie włóknisty, co tak często mu się zdarza. Znakomity sos z dodatkiem sera gorgonzola i jajko na miękko, a do tego po prostu najzwyczajniejsza w świecie bagietka. Trochę świeżych ziół i jesteśmy tam, gdzie powinniśmy być.

Kotakota Por jajko

Kotakota: Por, gorgonzola, jajko, bagietka

Nie rozumiem natomiast zupełnie Zupy cytrynowej z zacierkami i kolendrą (16zł). Ani nie jest wystarczająco kwasowa jak na cytrynową zupę przystało, ani to zacierki tylko raczej makaron orzo, zamiast kolendry zupę posypano pietruszką. Wprawdzie pytając szefa kuchni, czy na kuchni panuje równie wielki mrok jak na sali i trudno odróżnić kolendrę od pietruszki, dowiaduję się, że chodziło o ziarna kolendry, na których przygotowywany był wywar. Tego smaku jednak w zupie nie poczułam w ogóle. Właściwie jedynym jej plusem, było to, że była ciepła. Na szczęście ponoć nie ja jedna na nią narzekam i zupy tej w karcie już nie będzie.

Kotakota Zupa cytrynowa

Kotakota: Zupa cytrynowa z zacierkami i kolendrą

Skoro już mowa o ziarnach kolendry, to muszę przyznać, że świetną robotę robią w Poliku wołowym z trawą cytrynową i pasternakiem (37zł). Genialne danie główne. Polik poprawiony zresztą, pierwsza jego wersja, którą jadłam, nie zachwycała tak bardzo. Kolendra chrupie, a polik rozpływa się w ustach. Za ten ciemny sos z wyczuwalnym smakiem trawy cytrynowej dałabym się pokroić. I jeszcze fileciki z pomarańczy. Piękne danie, naprawdę mistrzostwo.

Kotakota Polik wołowy

Kotakota: Polik wołowy z trawą cytrynową i pasternakiem

Znakomity jest też Pstrąg, cukinia, beurre blanc (37zł), choć to oczywista kompozycja. Pstrąg jest jędrny z chrupką skórą, cukinia też ma odpowiednią chrupkość, o tym, że Adam potrafi zrobić beurre blanc wiemy już z Kaskruta. Boczek, imbir, gruszka, bakłażan (37zł) to danie bardzo dobre, choć zbyt dużo tu słodyczy. Świetny sos imbirowy, ale risotto z selera i jabłka, a do tego jeszcze gruszka robią z tego materiał lepszy na deser niż danie główne.

Kotakota Pstrąg

Kotakota: Pstrąg, cukinia, beurre blanc

Kotakota Boczek

Kotakota: Boczek, imbir, gruszka, bakłażan

Obydwa skosztowane przeze mnie desery są niezwykle przyjemne i wcale niebanalne. Banan, panko, ricotta (16zł) i Mille feuille, ananas, pieprz (16zł) mają elementy chrupiące, elementy gładkie, są delikatnie słodkie, mają orzeźwiający owoc i są dzięki temu lekkie jak na desery.

Kotakota Banan panko

Kotakota: Banan, panko, ricotta

Kotakota Mille feuille

Kotakota: Mille feuille, ananas, pieprz

Kotakota to miejsce niebywałe. Wygląda unikatowo, stworzone jest z pojedynczych elementów. Oferuje dobre ceny i uczciwe, bardzo ciekawe jedzenie. Nie ma drugiego takiego miejsca w Warszawie. Tak, jak i nie ma drugiego Adama Leszczyńskiego. Jest niepowtarzalny. I o ile jest to jeszcze młody i niedojrzały w niektórych zachowaniach szef, o tyle jego kuchnia jest w pełni dojrzała, przemyślana i bardzo dopracowana. Podana Wam zostanie w ciemności, co pozwoli się mocniej skupić na smaku. Wierzcie mi, wyjdzie Wam na dobre. Idźcie tam w ciemno 🙂

Kotakota, ul. Bartoszewicza 3, Warszawa, tel. 690 889 948

Save to foursquare

Po więcej zdjęć zapraszam na fanpage, Google+, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: