Menu degustacyjne w La Rotisserie to coś, na co się czeka, czego bardzo chce się doświadczyć i na co z racji ceny nie można sobie niestety pozwalać zbyt często. Zawsze kiedy jednak można, warto się wybrać do La Rotisserie, bo Paweł Oszczyk, tutejszy szef kuchni, od lat uważany jest za jednego z najlepszych – a moim prywatnym zdaniem najlepszego – szefa kuchni w Warszawie. W sobotę było mi dane ponownie wybrać się do La Rotisserie.
Tym razem zdecydowaliśmy się na menu degustacyjne, jakoś ostatnio szliśmy tym tropem w kilku różnych miejscach, miło było więc porównać. W La Rotisserie można wybrać cztery, pięć lub sześć dań. Najtańsza opcja kosztuje 188zł, najdroższa 232zł, wybraliśmy pięć dań za 209zł. Jak zwykle w tym miejscu był to pokaz małych dzieł sztuki. Niektóre dania smakowały mi bardziej, niektóre mniej, ale każde było wyjątkowe.
Zaczynam od Sałatki z małży Św. Jakuba i langustynek z wakame i ananasem. Chrupka tempura langustynek zdecydowanie odwołuje się do mojej atawistycznej potrzeby chrupania. Małże Św. Jakuba odwołują się do mojej miłości do małży św. Jakuba. Na szczęście wakame i ananas już do niczego się nie odwołują, ale bardzo miło towarzyszą owocom morza. Do tego listki, sole i prezentacja na medal.
Ciepły eskalop z gęsiej wątróbki z dynią, jabłkiem i jałowcem to gwiazda tego wieczoru. Boskie foie gras ułożone na dyni pięknie skontrastowane orzeźwiającą pianką z jabłek. Delektuję się każdym kawałeczkiem tego dania. Zjadam je powoli i uważnie, staram się nie stracić ani chwili tego smaku, nie rozpraszać ani na moment. Mam głębokie przekonanie o doświadczaniu kulinarnej perfekcji.
Uspokaja mnie Pieczony filet z siei, kapusta, ogórek i esencja pietruszkowo-szafranowa. Doceniam sieję, której praktycznie nie spotykam w restauracjach. To danie zadziwia jednak delikatnością, jestem przekonana, że gdybym zjadła je poza tą sekwencją, byłabym rozczarowana. Tutaj, w tym towarzystwie, stanowi po prostu chwilę odpoczynku przed i po kolejnym mocnym efektem.
Pieczony comber z sarny z jesiennymi warzywami i sosem z czarnej porzeczki jest bez wątpienia daniem głównym pokazującym charakter. Trudno je zapomnieć. Sarna pozostaje sarną, charakterystyczny smak sarniny jest tu wyeksponowany, pomimo tak intensywnego towarzystwa jak sos z czarnej porzeczki. Danie jest intensywne w kolory i intensywne w smaki. Do tego pięknie pachnie.
Wieczór wieńczy deser Beza czekoladowa, krem z bobu tonka i maliny. I choć ta beza nie pasuje do mojego opisu bezy idealnej – chrupka na zewnątrz, ciągnąca w środku – to bardzo dobry deser. Beza jest wyłącznie chrupka, ale bardzo czekoladowa, dodatkowo polewana ciepłą czekoladą przez kelnera. Towarzyszy jej sorbet malinowy, cząstki malin i kawałki czekoladowego ciasta, do tego krem z bobem tonka, użytym tak delikatnie, że dla mnie nie wyczuwalnym wśród tych intensywnych czekoladowo-malinowych smaków. Jednak czekolada i maliny w ciekawej kombinacji to dla mnie comfort food, budzą moje najlepsze skojarzenia, Uwielbiam ten deser.
La Rotisserie to wybitne miejsce. Nie odkrywam tym stwierdzeniem żadnej Ameryki. Ilekroć jednak będzie mi dane pójść, zjeść, zobaczyć, powąchać, doświadczyć i zachwycić się, będę Wam tu podrzucać opisy tych wrażeń. Mam nadzieję, że choć znacie to miejsce bardzo dobrze od lat – czy to z opisów tylko, czy z własnych wizyt – warto sprawdzić, co nowego w kolejnej odsłonie menu zaproponował Paweł Oszczyk.
La Rotisserie, ul. Kościelna 12, Warszawa, tel. 22 531 60 70
Po więcej zdjęć La Rotisserie zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.