„Małe dzieci” to film mądry i nieamerykański. To pewnie dwa największe komplementy, jakie o jakimkolwiek filmie mogłabym powiedzieć. Todd Field nakręcił na podstawie powieści Toma Perrotta (współautora scenariusza) film, który trzeba przemyśleć, który skłania do chwili refleksji.
Fabuła kręci się wokół postaci, doskonale narysowanych bohaterów granych przez Kate Winslet, Patricka Wilsona, Jennifer Connely i Gregga Edelmanna. Obraz miasteczka amerykańskiego, gdzie ona – prawie doktorat z literatury – wyszła za niego – onanizującego się podczas oglądania stron internetowych bogatego specjalisty ds. brandingu, nie mylić z reklamą. Jest nieszczęśliwa. Gubi się w swoim życiu. Mają małe dziecko.
Druga para to ona, zimna autorka filmów dokumentalnych, i on, ciepły tatuś, trzeci raz zdający egzamin adwokacki, zafascynowany deskorolkami. Mają małe dziecko. Między tatusiem, a prawie panią doktor z literatury nawiązuje się romans. Bardziej niesamowity niż wszystko w ich życiu. Gorący, mocny, erotyczny, szalony. Realizują go, kiedy ich małe dzieci śpią podczas popołudniowej drzemki.
Jest jeszcze postać ekshibicjonisty mieszkającego z mamusią i ex-policjanta, który pasjonuje się uprzykrzaniem życia ekshibicjoniście. Każda z tych postaci jest niejednoznaczna. I to jest największa wartość tego filmu. Każdy ma swoje ciemne strony, każdy ma swoje jasne oblicza. Nikt nie jest oceniany, a jeśli już widz zdecyduje się ich ocenić, za chwilę musi tego żałować, sytuacja się bowiem zmienia.
To mocne kino. Bardzo niejednoznaczne. Początkowo myślałam, że będzie to zwykły romans, a tytułowe małe dzieci będą zwykłym pretekstem dla bohaterów, by nie dokonywać zmian w swoim życiu. Wykorzystane jako argument, by tkwić w tym, co jest. Nie o to jednak w tym tytule chodzi. Małe dzieci to właśnie oni. Dorośli ludzie bawiący się przez moment, brojący tu i ówdzie, rozrabiający, ale w końcu, po lekkim pogrożeniu palcem, wracający do rzeczywistości. I na zakończenie tylko ja zostałam z dużym rozczarowaniem, że jednak nie skończyło się inaczej. Jak małe dziecko.
W skali od 1 do 10 daję 9.