Restauracje, Śródmieście, Włoska
Skomentuj

Poezja

Poezja na Książęcej zyskała w zeszłym roku tytuł restauracji roku w rankingu Gazety Wyborczej, a skoro takim znawcom jak Maciej Nowak tutaj smakuje, warto z pewnością było zajrzeć.

Nie do końca są dla mnie jasne powiązania pomiędzy Rubikonem i Poezją. Powtarza się sporo dań z karty i po trosze też klimat – stare meble, kamienica, dwa piętra z salami na większą i mniejszą ilość osób. Dotychczas myślałam, że to ci sami właściciele, ale dziś przeczytałam na stronie Poezji, że szef kuchni kiedyś pracował w Rubikonie, a teraz w Poezji … Problem w tym, że moim zdaniem Poezja była najpierw. Dlatego przyznaję uczciwie – nie wiem jakie są powiązania.

W Rubikonie bywam często, zazwyczaj na służbowych lunchach. Absolutnie to miejsce hołubię. Oferuje kuchnię włoską, karta nie jest zbyt obszerna, ale wszystko jest wyśmienite. Właściwie nie można się pomylić. Są takie specjały jak carpaccio z sarny z truflami, których smak pamiętam, choć minęły już miesiące, od kiedy je jadłam.

Dlatego z radością wybrałam się do Poezji przekonana, że będzie podobnie. Zaczęliśmy standardowo od wyboru przekąsek. Trudno się zdecydować na jedną z nich, więc warto zacząć od pełnego portfolio przekąsek zimnych i ciepłych. Zawsze mnie zachwyca marynowany kurczak, carpaccio z polędwicy z parmezanem na rukoli, cielęcina w sosie tuńczykowym, czy grissini z szynką parmeńską. Dobry wybór i choć wszystkie te przystawki już znam z Rubikonu, były równie dobre.

Na drugie wybrałam Scampi z bukietem grillowanych warzyw. Moja pasja do krewetek znowu dała o sobie znak. Pyszne danie. Bardzo w sumie lekkie, bo krewetki i warzywa. Jedynym kalorycznym elementem był … trochę podobny do Tysiąca Wysp. Do dań piliśmy włoskie Chianti i choć rocznik nie zgadzał z tym, podanym w karcie, zupełnie nam to nie przeszkadzało.

Deser był zaskakujący. Wprawdzie nazwa dania już sugerowała, co się święci, ale być może wina było za dużo i nie do końca do mnie dotarło, co zamawiam. Suflet czekoladowy z lodami bazyliowymi. Suflety jem, gdzie tylko mogę, ale lodów bazyliowych nie jadłam jeszcze nigdy. Niesamowity smak. Zupełnie nie kojarzę bazylii z deserami i może dlatego był tak zaskakujący. Deser więc udał się najbardziej.

Niestety jest jeden słaby punkt w Poezji, a ponieważ w Warszawie coraz więcej dobrych restauracji, coraz częściej klienci robią się niezwykle wymagający. Ponieważ dania są już w większości świetnie przygotowane, bo i coraz więcej znakomitych szefów kuchni zarówno z Polski jak i zagranicy. Różnicę coraz częściej robi obsługa. Niestety, ta się w Poezji nie spisała. Kelnerka najpierw się pytała, czy wymienić talerze po pieczywie, kiedy podała przystawki (a całe były z oliwy i balsamico), potem nie zwróciła nawet uwagi, że wino było z innego roku niż w karcie, w końcu przychodziła dwa razy w sprawie deserów, by wreszcie położyć nam karty przed nosem, nie pytając po raz trzeci, czy to właśnie moment na deser. Nie była nieprzyjemna, nie, ale raczej nieporadna. Ta nieporadność w najlepszej restauracji w Warszawie po prostu nie pasuje.

I wtedy właśnie zachciało mi się przenieść do Rubikonu i pozwolić tamtejszej niesłychanie dyskretnej i zawsze na miejscu obsłudze podać mi wszystko jeszcze raz. Oczywiście było już zbyt późno, ale następnym razem wybiorę Rubikon, choć plac Trzech Krzyży to zdecydowanie jedno z najpiękniejszych i najbardziej reprezentatywnych miejsc w Warszawie.

Restauracja Poezja, ul. Książęca 6, Warszawa