Kultura
Skomentuj

Poluzjanci akustycznie w Bajce

Moja fascynacja Poluzjantami trwa od lat. Słuchałam ich w czasach, kiedy naprawdę nikt poza słynnym Piątym Wydziałem – Jazzu i Muzyki Rozrywkowej katowickiej Akademii Muzycznej – nie wiedział o ich istnieniu. Słuchałam potem na świnoujskiej FAMIE, już obeznana z niektórymi kawałkami, słuchałam ich pierwszej płyty wydanej z 10 lat temu i potem tej drugiej, wydanej 2 lata temu. Byłam na koncercie w Palladium, kiedy zaczynali grać utwory z drugiej płyty i teraz na tym, akustycznym. Ich muzyka ma w sobie coś uskrzydlającego.

Dlatego początek koncertu uważam za dość rozczarowujący. Kompozycje z obydwu płyt przearanżowane na wykonania akustyczne jakoś nie miały lekkości. Rytmy wszystkie jakby przyciężkie, zwykle istotnie wolniejsze od orygninalnych. Wiem, że miało być kameralnie, ale przykładowo „Doskonale” zabrzmiało w tym wolnym tempie, jakby bylo zagrane na zwolnionych obrotach – ani się tego nie dało śpiewać, ani do tego skakać, może lekko tylko bujać. Podobnie z „Lalala” – początek zagrany w starym szybkim tempie i nagle wszystko siada. Nie pomogły różne zabawy rytmiczne, nieparzyste rytmy, bosa novy i inne.

Nie do końca jestem pewna, czy problem leżał w samych aranżacjach czy po prostu przyciężkawym klimacie, który towarzyszył temu koncertowi od początku. Kuba Badach, który zwykle sypie inteligentnymi żartami jak z rękawa, próbował. Próby te były jednak bardzo trudne. Sam już komentował, że „to kolejny żart który nie wszedł”. No w każdym razie początek był ciężki.

Chyba przełomem tej ciężkości był moment, w którym Kubie „poszedł odsłuch”. Kto kiedykolwiek był na scenie, ten wie. Śpiewanie bez odsłuchu jest niemożliwe. Widać było, że strasznie się zdenerwował, ale nie przerwał, śpiewał dalej. Przytykał nieco ucho, żeby się słyszeć, radził sobie znakomicie, po utworze jednak pobiegł do nagłośnieniowca i chyba nie chciałabym wiedzieć, co mu powiedział 😉 Na koniec koncertu dziękował zresztą panom od odsłuchów.

Potem było już tylko lepiej, ponieważ mamy do czynienia z profesjonalistami. Żarty się poprawiły, aranżacje nabrały wyrazu. Świetny był „Plastik” w dobrym tempie z zupełnie odjechaną perkusyjką – malutkim zestawem znalezionym gdzieś przez perkusistę Krzysztofa Lutego. Basista i gitarzysta mieli zamiast pudeł rezonansowych gitar wielkie plastikowe baniaki, a cały utwór zakończył się cytatem z Higher Ground Steviego Wondera. Mocne.

I mocno pozostało do końca. Na pierwszy bis była jeszcze nigdy nie zawodząca „Prosta Piosenka”. I kiedy po pierwszym bisie cała publika już stała w standing ovation, wyszli jeszcze raz, zakończyli wszystko balladą, która szalejącą publiczność uspokoiła i pozwoliła się jej w spokoju rozejść do domów.

Ponoć z ostatniego koncertu akustycznego w Łodzi ma się pojawić DVD. Zweryfikuję więc jeszcze pewnie swoją opinię kupując to DVD. Oczywiście Badach w dalszym ciągu jest genialnym wokalistą, a cały zespół to wybitni muzycy. Ten koncert mógł być lepszy na początku, ale jego końcówka tak zreperowałą atmosferę, że jeszcze do późnej nocy słuchałam pierwszej i drugiej płyty i czułam się uskrzydolona jak zwykle.

6 września 2011, Sounds of Bajka