Międzynarodowa, Mokotów, Restauracje
Skomentuj

Stółdzielnia

Stółzielnia Logo

Stółdzielnia. Byłam tu po raz pierwszy kilka dni po otwarciu. Nie było wtedy jeszcze ogródka, miejsce było na kompletnym rozruchu, ale kuchnia już robiła wrażenie prostotą i dobrymi składnikami. Chwilę porozmawiałam wtedy z jednym z właścicieli i wiedziałam, że będę tu wracać. Wróciłam kilka dnia temu.

O dziwo nie padał deszcz, korzystając z tej rzadkiej ostatnio okazji, usiedliśmy w ogródku Stółdzielni. Ogródek jest zaaranżowany przy wejściu od Wiktorskiej. Osłonięty jest drzewami. To dosłownie kilka stolików, przy nich małe krzesełka w kolorze mięty. Siedzący tam mają widok na okna kuchni i sali w środku.

Dostajemy menu. Mam problem z dotknięciem go. Jest kartką papieru w tłuste plamy, na której ręcznie wypisane są serwowane dania. Niektóre poskreślane. Wybieram sobie zupę rybną, ale okazuje się, że już jej nie ma. Zastanawiam się, jaki jest cel ręcznego pisania karty, jeśli potem i tak nie wszystkie są dostępne. Pani obsługująca nie sprawia wrażenia szczególnie tym przejętej, wydaje się sugerować, że tu po prostu tak jest.

Stółdzielnia Wino

Zaczynam od Chłodnika. Przepraszam, ale szczegółowych informacji cenowych tym razem nie będzie, bo nie robiłam notatek. Za wszystko, co zjadłam i wypiłam, zapłaciłam 98zł. Chłodnik jest przyjemny, dobry na ciepłe dni. Dobrze doprawiony, ma odpowiednią proporcję czosnku i koperku. Zamiast jajka pływają w nim rzodkiewki, sympatycznie orzeźwiające całość.

Stółdzielnia Chłodnik

Z winem jest podobnie, jak z resztą. Dowiadujemy się od tej samej pani, że wino jest. Białe lub czerwone. Nie pamięta jakie. Ponoć półwytrawne i włoskie. Zamawiamy lampkę białego, potem karafkę, a potem jeszcze lampkę. Jest to przyjemne stołowe wino. Rozumiem, że pomysł jest taki, żeby wino było jedno. Nie do końca mi to pasuje, ale powoli wczuwam się w klimat Stółdzielni. Miejsce jest na luzie, trzeba to zaakceptować, albo wyjść.

Na danie główne zamawiam Małże Brzytwy. Są genialne. Po pierwsze je lubię, bo nie są tak popularne jak inne owoce morza, więc zjadam je zawsze wtedy, kiedy mam okazję. Po drugie, w Stółdzielni podaje się je w niezwykle klasycznej, ale znakomitej formie. W sosie z pietruszką, czosnkiem, odrobiną białego wina. Towarzyszą im kawałki limonek do wyciśnięcia i przepyszne białe pieczywo pachnące dymem grilla, na którym zostało podpieczone. Prosta, ale smaczna forma.

Stółdzielnia Małże brzytwy

Dużo oczekuję od deseru, pamiętam ciasto bananowe z poprzedniej wizyty, wiem, że desery tu przygotowywane są przez Piniatę Słodkości. Tym razem Ciasto czekoladowe z bitą śmietaną i truskawkami. Wzruszenie. Wszystko w tym deserze jest dopięte na ostatni smakowy guzik. Idealne czekoladowe ciasto na prawdziwym maśle, prawdziwa bita śmietana i świeże truskawki. Ponownie prostota i obłędny smak.

Stółdzielnia Ciasto czekoladowe

Do Stółdzielni trzeba się odpowiednio nastawić. Nie oczekujcie tu elegancji, szczególnie dobrej obsługi i przykładania wagi do takich „drobiazgów” jak karta menu odpowiadająca temu, co faktycznie można zamówić. To miejsce ma o wiele więcej luzu niż większość znanych mi miejsc. Jeśli więc nie potraficie przymknąć na to oczu i drażni Was takie podejście restauracji, Stółdzielnia nie jest miejscem dla Was. Jednak, jeśli przyjmiecie, że tak po prostu tu jest, będziecie mogli doświadczyć bardzo prawdziwej i niezwykle smacznej kuchni.  Kuchni przygotowanej w oparciu o dobrej jakości produkt, często prawdziwie włoski, przywieziony poprzedzającego dnia. A jeśli jeszcze uda Wam się zamówić deser, wzruszenia macie gwarantowane.

Stółdzielnia, ul. Kazimierzowska 22, Warszawa

Po więcej zdjęć ze Stółdzielni, również z poprzedniej wizyty, zapraszam na fanpage Frobloga.