Kultura
Skomentuj

Szpieg

Na „Szpiegu” byłam już jakiś czas temu, opis wisiał w zaległościach przez kilka tygodni i wreszcie dzisiaj, kiedy powoli zaczęłam podsumowywać rok poprzedni w kinie, doszłam do wniosku, że to jeden z lepszych obejrzanych przeze mnie filmów w zeszłym roku.

Najbardziej cenię „Szpiega” za prawdziwość. Z jakichś kompletnie hollywoodzkich powodów zdaje nam się od pewnego czasu, że życie agenta wywiadu przeładowane jest gadżetami, pięknymi kobietami, szybkim tempem i najdroższymi samochodami na świecie, które można sobie bezkarnie rozwalać na każdym rogu. Tak, to Bond, Święty i jeszcze pewnie kilku innych. I tak przylgnęło. „Szpieg” bezlitośnie tę wyimaginowaną rzeczywistość rozwiewa. Pokazuje prawdziwy obraz życia agentów wywiadu, ze zmarnowanym życiem osobistym, z niewielkimi w sumie pieniędzmi, zagubionych, manipulujących sobą nawzajem, mających problem z odróżnieniem przyjaciół od wrogów. Jedno jest wspólne – zagrożenie życia. Ten obraz jest porażający, ale z pewnością bardziej realny.

Druga cecha tego filmu, która zupełnie powala to jego minimalizm. Oziębły, zimy klimat, spowolnione tempo akcji, właściwie jej brak, a jednocześnie trzymanie w napięciu. Niezwykła to umiejętność, której – jak sądzę – nie widziałam w kinie w latach poprzednich. W zeszłym roku przydarzyło się to w „Drive” i w „Szpiegu” właśnie. Być może nieprzypadkowo obydwa filmy zrealizowane są przez Skandynawów. Tomas Alfredson reżyseruje „Szpiega” stawiając sobie jakby za cel ukazanie czasów Zimnej Wojny jako naprawdę zimnych w klimacie. Niesamowity efekt.

Do tego trzeba dodać Gary’ego Oldmana i Colina Firtha w głównych rolach. Obydwaj wybitni.

Nie czytałam książki, ci z moich znajomych, którzy ją czytali twierdzą, że to było wręcz niemożliwe, żeby przenieść ją na ekran, a jednak podkreślają, że adaptacja bardzo udana. Usłyszałam też niedawno opinię, z którą się zgadzam, że w holywoodzkim kinie ludzie nie wyglądają jak ludzie, lecz jak celebryci. W „Szpiegu” wszyscy, nawet przystojny Colin Firth, wyglądają jak ludzie. Prawdziwa prawda.

W skali od 1 do 10 daję 8