Wpisy otagowane: recenzje teatralne

Seks dla opornych w Teatrze Polonia

Ten spektakl to koprodukcja Teatru Polonia z Teatrem Wybrzeże z Gdańska, dlatego mamy okazję na deskach Polonii zobaczyć trójmiejskich aktorów – Mirosława Bakę i Dorotę Kolak. Sztukę kanadyjskiej dramatopisarki Michele Riml wyreżyserowała Krystyna Janda. Przedstawienie można oglądać na deskach obydwu teatrów. Ja widziałam w kwietniu w Polonii.

Po drodze do Madison

Trudno się pozbyć porównań z filmem “Co się wydarzyło w Madison County” z genialną Meryl Streep i równie świetnym Clintem Eastwoodem. Historia oparta jest o tą samą powieść Roberta Jamesa Wallera i choć w teatrze pokazać można o wiele mniej niż w konie, sztuka zadziwiająco dobrze się broni. Duże brawa dla reżysera – Grzegorza Warchoła.

Edukacja Rity w Teatrze 6. piętro

Małgorzata Socha i Piotr Fronczewski występują w sztuce Willy’ego Russella w reżyserii Macieja Wojtyszki na deskach Teatru 6. piętro. Edukacja Rity jest o ambitnej fryzjerce, która postanawia odnaleźć siebie, w związku z czym zapisuje się na zajęcia niedzielnego uniwersytetu, gdzie spotyka na swojej drodze Franka – nauczyciela akademickiego. Dzieli ich przepaść, a jednak w trakcie nauki, udaje im się wzajemnie polubić, zaprzyjaźnić, a może nawet więcej. Oczywiście tak, to współczesny Pigmalion.

KASTA LA VISTA w Teatrze Ateneum

To spektakl dwóch aktorów. Krzysztof Tyniec i Artur Barciś. I nie jest to w żadnym przypadku śmieszna komedyjka, choć w kilku momentach można się pośmiać. Temat niby błahy – klient przychodzi do banku podjąć pieniądze. Jednak prostota na tym się kończy. Dalej rzeczy się komplikują. Komplikują absurdalnie, komplikują niemożliwie. Dalej już zagrożone są nie tylko pieniądze klienta, ale i jego życie. Niby jeszcze ma on poczucie, że to absurd i rzeczywistość tak wyglądać nie może, ale to krótki moment. W końcu się poddaje i zaczyna grać tak, jak sytuacja od niego wymaga. To oczywiście jest komedia absurdu, ale pokazuje w sposób wylbrzymiony bezsens globalizmu, świata korporacji, odhumanizowanego, nielogicznego, rządzącego się procedurami raczej niż zwykłymi ludzkimi odruchami. I choć wydaje nam się oglądając ten spektakl, że wszystko jest mocno przesadzone, to kiedy Artur Barciś jako urządnik bankowy nieustająco powtarza „Proszę o odrobinę cierpliwości” doprowadzając klienta – Krzysztofa Tyńca do szału, mamy chwilę tzw. „stop-klatki”, chwilę przemyślenia, czy any na pewno nic tego typu nas nie dotyczy, nic nas nie dotknie. Niezwykłe jest oczywiście to, że całość …

Dozorca w Teatrze Narodowym

Oglądając „Dozorcę” Harolda Pintera, miałam w głowie tylko jedną myśl. Jak cudnie naturalny jest w swojej roli Janusz Gajos, z jaką łatwością wciela się w rolę tytułowego Dozorcy i jednocześnie, jak bardzo sztuczni na jego tle są Karol Pocheć i Oskar Hamerski (chwaliłam go kiedyś za „Kosmos” Gombrowicza). Fatalne recenzje otrzymał „Dozorca” w większości mediów podejmujących temat teatralny. Faktem jest, że komedią nazwać tego się nie da, jeśli taki był zamiar intera, wyszło zupełnie inaczej. Jest mnóstwo szeptów, głosów, dźwięków, dziwnych odgłosów, które nadają spektaklowi lekko metafizycznego wymiaru. Jednak całość jest ciągle czytelna – „Dozorca” to gra manipulacji, przeciągań struny, odzwierciedlenie podłości ludzkich, małych żenujących zagrań i wielkich świństw. Oglądanie Janusza Gajosa na scenie to zwykle niebywała przyjemnosć, tak jest i w tym przypadku. Choćby nie wiem, jak zła była sztuka, Gajos jest zawsze doskonały. Jego postać Dozorcy jest niezwykła w swojej zwykłości. Gajos podobnie jak Dozorca ma w soim repertuarze pełen wachlarz zachowań. Jest więc miły, usłużny, z wielką porcją przysłowiowej wazeliny, kiedy trzeba. Jest ohydny, odrażający, bezlitosny w ocenie i rasistowski w innych …

Berek czyli upiór w moherze

Berek czyli upiór w moherze autorstwa Mariusza Marcina Szczygielskiego to przedstawienie na deskach Teatru Kwadrat z Ewą Kasprzyk i Pawłem Małaszyńskim w rolach głównych. Ona jest satrszą panią z kategorii moherowych beretów, one gejem przeżywającym rozterki życiowe, obydwoje są nienawidzącymi się sąsiadami. Pewnego dnia jednak ona ma wypadek, leży unieruchomiona, on jej pomaga, bo jej córka niekoniecznie spieszy z ratunkiem. Są zdani na siebie. I zaczyna się historia. Sztuka jest polska, napisana przez polskiego autora, przywołuje więc do mnóstwo polskich i tylko polskich historyjek, klimatów i drobnych smaczków. Z jednej strony ma to swój urok i istotnie odróżnia się od chmary fars brytyjskich czy amerykańskich, ale z drugiej strony czasem przeraża rzeczywisością, która – choć wcale nie przerysowana, na taką właśnie wygląda. Jest śmiesznie. I to jest jej najmocniejszy element. Kasprzyk w swojej roli jest absolutnie genialna, jaki to jest niesamowity talent komediowy, wybitna, naprawdę. Małaszyński natomiast zaskakuje bardzo pozytywnie. Nie tylko podołał – co w moim przekonaniu oznacza, że bardzo się rozwinął aktorsko w ostatnich latach – ale przede wszystkim zagrał geja bez machania …

Zagraj to jeszcze raz, Sam

Na to przedstawienie w nowym teatrze 6. Piętro Michała Żebrowskiego nie można się dostać. Biletów po prostu nie ma, już drugi sezon. Warto więc skorzystać z opcji wejściówki – wprawdzie 50zł za sztukę i dostaje się poduszkę do siedzenia na schodach, ale wygląda na to, że to jedyna możliwość zobaczenia przedstawienia. Czy to przedstawienie zasługuje na takie zainteresowanie? To z pewnością dobra sztuka, fajny zabawny scenariusz. Sporo w nim charakterystycznego allenowskiego poczucia humoru. Allen zresztą przebija przez tę sztukę moim zdaniem znacznie bardziej niż Casablanca z Bogartem. Kuba Wojewódzki jest. Gra jakby Allena. Czy dobrze gra? Jak na amatora, gra świetnie. Podejrzewam, że jego rola jest jednak inna, ma przyciągnąć publiczność, co robi bardzo skutecznie. Swoją drogą mam szacunek dla Wojewódzkiego, który przecież nie zarabia tam z pewnością takich pieniędzy, jakie potrafi zarabiać na co dzień w „X Factor” czy innych. Sądzę, że wykorzystuje tę rolę dla konsekwentnego kreowania swojego wizerunku, o którym z pewnością myśli w perspektywie długoterminowej. Szacunek. Reszta aktorów? Nie lubię Żebrowskiego, drażni mnie tym swoim poczuciem wyższości, nie pozbywa się go …

Weekend z R.

Robin Hawdon, autor angielskich komedii i fars, napisał „Weekend z R.” specjalnie dla Krystyny Jandy, a ona zrobiła z tego materiału świetny użytek. Mamy w efekcie na scenie bardzo zabawną farsę z bardzo śmiesznymi postaciami. Fabuła jest nieco zagmatwana, ale widz wprowadzany jest w nią bardzo płynnie, nie ma więc prawa się pogubić, czego nie można niestety powiedzieć o czytelniku tego bloga. Spróbuję jednak wyjaśnić. Clarice (Janda) ma kochanka (Borowski), pragnie także zmienić wystrój swojego domu, co nie podoba się jej mężowi (Żak/Łotocki). Postanawia więc wykorzystać weekend, kiedy mąż ma wyjechać w podróż służbową zarówno na spotkanie z kochankiem, jak i wizytę architekta wnętrz (Poniedziałek/Mohr). Problem jednak w tym, że spotkanie męża jest także tylko pretekstem do schadzki z jego kochanką (Gniewkowska/Justa), przyjaciółką Clarice. Mąż wychodząc już prawie z domu odbiera telefon od kochanki właśnie, co słysząc Clarice zaprasza swoją przyjaciółkę do domu na weekend. A dalej to już mąż zmuszony jest oczywiście odwołać swój wyjazd, pojawiają się kolejne postaci, które udają zupełnie inne osoby, w końcu przyjeżdża i mąż kochanki (Machalica) i sytuacja plącze …

Krystyna Janda „Piosenki z teatru”

To bardzo ciekawe wydarzenie. Krystyna Janda śpiewająca piosenki z trzech przedstawień – „Białej Bluzki” Agnieszki Osieckiej, “Kobiety zawiedzionej” Simone de Beauvoir i “Marlena” Pam Gems. „Śpiewająca” to jest dla Krystyny Jandy ciekawe określenie. Przecież sama przyznaje, że śpiewać nie do końca potrafi. I faktycznie ma rację. Dźwięki wydobywa albo krzykiem albo cichuteńkim głosikiem na mocnym przydechu. Są takie nuty, które – mimo że tak wskazuje linia melodyczna – nigdy nie zostaną przez nią osiągnięte. Zawsze są zagrane, ograne, zinterpretowane, po prostu inne niż zaśpiewane. Ale co tam. To właśnie jest jej moc. To jest jej profesjonalizm. Urok. Janda gra przecież, a nie śpiewa, a może właściwie gra śpiewanie. Jeśli pamiętacie (Bo ja jestem, proszę pana,) „Na zakręcie”, która to piosenka jest jedną z najpopularniejszych z „Białej Bluzki”, to wiecie, o czym mówię. Śpiewających aktorek jest mnóstwo, śpiewających nawet w miarę dobrze, ale np. histerycznie interpretujących. Ja sama jestem wielkim wrogiem tzw. piosenki aktorskiej, bo zwykle oznacza ona właśnie brak umiejętności śpiewania. No ale to jest Janda. I ona tak gra, że człowiek prawie już wierzy, …