Bistro, Międzynarodowa, Restauracje, Śródmieście
komentarze 3

Kitchen

Było takie miejsce kiedyś na ulicy Widok. Nazywało się Burger Kitchen. Pamiętam głośne otwarcie i swoją pierwszą wizytę kilka dni po starcie. Nie miałam tam czego jeść, bo w karcie były same burgery, choć zapowiadano również inne dania. Posiedziałam przy stoliku ze znajomymi, których spotkałam na miejscu, wypiłam jakąś herbatę i poszłam jeść zupełnie gdzie indziej. Od tego czasu Burger Kitchen się zmieniło. Powiedziałabym zmieniło się totalnie. Po pierwsze miejsce nazywa się teraz Kitchen, a po drugie do zespołu dołączył właśnie nowy szef kuchni Piotr Ceranowicz, znany do tej pory z programu Top Chef i restauracji „12 stolików”.  

Powiem szczerze, że nie miałam wielkich oczekiwań. Poszłam raczej z obowiązku kronikarskiego, ale z przekonaniem, że pewnie będzie to kolejna uśredniona pod masowe gusty kuchnia, której nie będzie chciało mi się jeść. Trochę zmobilizowało mnie nowe jesienne menu, które wprowadzono we wtorek. Parę pozycji zasługiwało na uwagę.

Zaczęłam od Buraczanego Gravlaksa z łososia z jajkiem w koszulce, piklami z dyni i sosem miodowo – musztardowym (35zł). Marynowany w burakach łosoś zestawiony jest tu z kostkami marynowanej dyni i bardzo intensywnym sosem musztardowo-miodowym. Jest lekki i świetny. Takiego łososia pamiętam ze Sztokholmu sprzed kilku lat. Nie było chyba jajka i dyni obok niego, ale ten niezwykle charakterystyczny sos i sama marynata są mi znane. Bardzo mi smakuje.

Kitchen Gravlax

Kitchen: Buraczany Gravlax z łososia z jajkiem w koszulce, piklami z dyni i sosem miodowo – musztardowym

Podobnie rzeczy się mają w przypadku przystawki mojego towarzysza. Też mi bardzo smakuje 🙂 Tatar wołowy, kapary, anchois, lody z musztardy francuskiej, pieczywo domowe (36zł) to ponoć popisowe danie Piotra Ceranowicza. Sam tatar jest już bardzo dobry. Podany od razu z wmieszanymi dodatkami, ale nie wykazujący oznak zmęczenia, jak to wielokrotnie w przypadku gotowych tatarów bywa. Mięso jest radośnie czerwone, a smaki konkretne, podkręcone przez kapary i anchois. Do tego niebanalne lody z musztardy francuskiej z wyczuwalnymi ziarnami gorczycy. Choć nie jest to już chyba sezon na lody, te akurat bardzo dobrze się wpisują w całość.

Kitchen Tatar wołowy

Kitchen: Tatar wołowy, kapary, anchois, lody z musztardy francuskiej, pieczywo domowe

Po starterach jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, ale nawet te dwie bardzo dobre przystawki zupełnie nie zapowiadają szoku, którego doznaję przy daniu głównym. Ravioli z musem ze słodkich ziemniaków, gałką muszkatołową, sosem szałwiowym, chrupiącą szałwią i Grana Padano (32zł) Jezu. Śnią mi się po nocach teraz. Cudowne smaki, tak wyrafinowane i proste jednocześnie, że brak słów by je dobrze oddać. Niby tylko słodko – słone, ale oczywiście pełne niuansów. Piotr Ceranowicz, wyjaśnia od razu, że danie pochodzi z The French Laundry Cookbook Thomasa Kellera. Cieszę się, że mogłam je jeść. Było po prostu obłędne.

Kitchen Ravioli

Kitchen: Ravioli z musem ze słodkich ziemniaków, gałką muszkatołową, sosem szałwiowym, chrupiącą szałwią i Grana Padano

Jeszcze deser. Mus czekoladowy, palona biała czekolada, ziemniaki czekoladowe, burak i śliwka w syropie (19zł) Mus jest bardzo pyszny, intensywnie czekoladowo skondensowany. Fajnie grają tu burak i śliwka. Sama piana z białej czekolady i ziemia jadalna już nic nie wnoszą, ale naprawdę, po tych ravioli wybaczam nawet (i tu dopiero zrozumiecie, jak bardzo mi smakowały) fondanta czekoladowego w karcie deserów. Żarcik taki oczywiście. Fondanta nie wybaczam, ale Mus czekoladowy był bardzo przyjemny.

Kitchen Mus czekoladowy

Kitchen: Mus czekoladowy, palona biała czekolada, ziemniaki czekoladowe, burak i śliwka w syropie

Nie wiem, czy na wysoką ocenę tego miejsca wpływa moje kompletne zaskoczenie, czy po prostu jest tam tak genialnie. Myślę, że nie ma innego sposobu, żeby się dowiedzieć jak tylko wracać i wracać i wracać. Oczywiście można w Kitchen ciągle zjeść burgera, ale – moim zdaniem – to grzech. Prawdziwe skarby czają się w innych fragmentach menu. Tomek Woźniak – właściciel The Kitchen – dodaje jeszcze, że karta będzie się często zmieniać. Niekoniecznie sezonowo, bo „sezonowość jest ograna”, ale ze względu na kreatywność. Większej zachęty dla prawdziwego foodie chyba nie ma. Chciałabym jednak zdążyć jeszcze kiedyś zjeść ravioli moich marzeń.

Kitchen, ul. Widok 8, Warszawa

Po więcej zdjęć z Kitchen zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga. Zachęcam do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: