Jeśli będziecie w Tickets w Barcelonie, zapewne będzie tak: Zjecie kilkanaście dań, a w trakcie jedzenia zapytają Was kilkakrotnie, czy macie ochotę na „jeszcze trzy”. Będziecie mieli ochotę, bo dania są wybitne, zabawne, małe i w ogóle nie sprawiają wrażenia jedzenia, które napełnia. Takie fraszki – igraszki. Ale w którymś momencie poczujecie ciężar i powiecie stop. Kelnerzy zapytają Was wtedy, czy macie ochotę na desery… „jeszcze trzy”. I wtedy pamiętajcie – nie wolno odmówić!!! Przejdziecie do sali deserowej, gdzie sufit tonie w truskawkach, malinach, jeżynach i porzeczkach, a kiedy dostaniecie podaną na czerwonej prawdziwej pachnącej róży sferkę o smaku lychee i maliny z galaretką z wody różanej, kiedy przytulicie różę do ust, żeby tę sferkę zjeść, podziękujecie mi za tę rekomendację. Nawet, jeśli po tych „jeszcze trzech” deserach wyturlacie się z restauracji raczej, niż wyjdziecie z niej o własnych siłach.
Tickets to niebywałe miejsce. Taka trochę piaskownica Alberta Adrii. Adria jest wielkim nazwiskiem w branży gastronomicznej. Zarówno Ferran (głównie Ferran) jak i Albert są odpowiedzialni za jeden z najważniejszych punktów zwrotnych w historii współczesnej gastronomii. El Bulli było miejscem, które zrewolucjonizowało to, co dzisiaj jemy. Bez względu na to, jak ten rodzaj kuchni nazwiemy – a powszechnie wiadomo, że Ferran Adria od terminu „gastronomia molekularna” ucieka, nie podaje jednak niczego konkretnego w zamian – to do dziś na talerzach wielu restauracjach na całym świecie widać wpływy tej kuchni. Lepsze i gorsze. Częściej gorsze. Jednakże ich wpływ jest niezaprzeczalny.
To, co dzieje się w Tickets, jest jednak spuszczeniem powietrza z balonika. Jest wyłącznie zabawą. Pyszną zabawą, ale zabawą. Miejsce jest całkowicie bezpretensjonalne i bardzo przystępne. Nie ma w sobie niczego z eleganckiej restauracji, w klimacie jest po prostu barem. Ma jednak jedną gwiazdkę Michelin. I pnie się w górę w rankingu 50 Best by S. Pellegrino. Dowodzi, że dzisiaj znakomite jedzenie można, a nawet trzeba, podawać z poczuciem humoru i w bezpretensjonalnej atmosferze.
Bardzo długą kartę przeróżnych tapas i dań przejrzałam i zamknęłam. Poprosiłam, by podali mi to, co uważają za stosowne. W efekcie zjadłam ponad 20 różnych propozycji. Co chwilę pytali, czy mam ochotę na „jeszcze trzy”. Zapłaciłam razem z napojami ok. 130 EUR. Było to jedno z większych świąt w moim życiu. Absolutnie zadziwiające i totalnie lekkie w formie, choć wiem przecież, że niektórym z tych fraszek-igraszek poświęcono mnóstwo czasu na kreację i równie wiele na wykonanie. Na zdjęciach – wszystkie dania. Opiszę wybrane.
Tickets: Tapas
Z tapas i drobiazgów (tzw. one bite lub two bites – czyli dań na jeden lub dwa kęsy) podawanych bez sztućców, wybijają się żarty z nigiri z tuńczykiem. Zamiast ryżu – cytrynowa beza. Zamiast kawioru – tapioka. Po Disfrutar to kolejne miejsce, które nie tylko bawi się sferycznymi oliwkami, ale również interpretuje sushi na swój własny sposób.
Tickets: Jedzenie bez sztućców – jeden kęs lub dwa kęsy
Fantastyczne są małe zielone Gorfy bazyliowe z serem scamorza i orzeszkami pini podane w koszyczku jak na pikniku. Lekkie, jakby napowietrzone gofry bazyliowe z cudownie ciągnącym się serem scamorza. Taki pyszny ciągnący ser wprawia mnie w stany euforyczne.
Tickets: Dookoła świata w 12 ostryg
W karcie znajdziecie 12 ostryg, które tematycznie nawiązują do różnych kierunków świata. Czasem to nawiązanie sosem, czasem produktem. Z tego zestawu wybrano mi wycieczkę na japońską wyspę Hokkaido.
Tickets: Jedzenie do podzielenia się
Bardzo interesująca była Marynowana foie gras z suszoną kukurydzą i pieczonym czosnkiem. Delikatne jak mus ekskluzywne marynowane foie gras tu połączone jest z plebejskim wręcz pieczonym czosnkiem, suszoną kukurydzą i słono-kwasowym sosem. Podane z chlebem. Bardzo oryginalne danie, ciekawie budujące napięcie pomiędzy dwoma dominującymi smakami – foie gras i czosnku.
Wrażenie robiła też Chrupka ośmiornica w panko z majonezem kimchi i marynowany ogórek. Fantastyczna zabawa genialnie miękką ośmiornicą otoczoną równie genialnie chrupkim panko, do tego orzeźwiający ogórek i instrukcja, by jeść na zmianę kawałek ośmiornicy i kawałek ogórka. Pewnie dla oczyszczenia kubków smakowych. Naprawdę pyszne.
A kiedy przyszło do prawdziwego gotowania… na stół wkroczyła brawurowa Przepiórka z Bresse z bakłażanem i peruwiańskim sosem. Osiągnęła szczyt miękkości wewnątrz i chrupkości na zewnątrz. Danie miało podwójnie podbite dymne smaki. Nic już po nim nie będzie takie samo. Nie wiem, czy jakakolwiek przepiórka będzie jeszcze miała sens.
Tickets Barcelona: Desery
O zmysłowej różanej przyjemności już pisałam. Dalej w deserach działy się rzeczy równie szalone i niemożliwe jak w przystawkach czy daniach głównych. Wymienię tylko Naleśnika z syropem klonowym, jogurtową pianką i konfiturą z czarnej porzeczki. Był ultralekki, niebywały w smaku i teksturze. Chrupki, karmelizowany z wierzchu naleśnik i pięknie napowietrzona w środku pianka jogurtowa, a do tego oszałamiająca konfitura z czarnej porzeczki. Brązowe masło i syrop klonowy jako dodatkowe akcenty. Dla tego deseru warto było cierpieć z przejedzenia przez kolejne godziny.
Kolacja w Tickets to jedno z tych wydarzeń, które zmienia na zawsze. Nowe odniesienia, nowe zestawienia smakowe, dania zapisane na zawsze w pamięci kubków smakowych. Ilość wykrzykników w moich notatkach osiągnęła stany niebezpieczne. Tickets serwuje jedzenie, które poprawia humor, zmusza do uśmiechu, a czasem wręcz śmiechu. W tych niepewnych dla Europy czasach, nic dziwnego, że zarezerwowanie tu stolika graniczy z niemożliwością. Jeśli Wam się jednak uda, absolutnie warto. I pamiętajcie, nie wolno rezygnować z deserów.
Tickets Barcelona, Av. del Paralel 164, 08015 Barcelona
Po więcej zdjęć zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: