Kiedy ostatnio pisałam o sushi? Nie pamiętam. Pewnie z pięć lat temu. Czy to znaczy, że od tego czasu sushi nie jadłam? Skądże znowu. Jadam często. Ale zwykle nie budzi ono we mnie żadnej emocji, nie ma w nim nic ciekawego, zamawiam swój standard, od czasu do czasu pozwalając sushimanowi na lekkie wariacje. Dostaję nawet dość dobre, smakowo satysfakcjonujące, ale nie powodujące żadnego przyspieszonego bicia serca, ot standard jak przeciętny rosół z makaronem. Ostatnio jednak było inaczej. Ostatnio bowiem wybrałam się do Wabu Sushi.
Właściwie nie wiem, co mnie skłoniło do wizyty tutaj. Miejsce z zewnątrz wygląda jak kolejny sushi bar, mamy ich naprawdę dużo. Może trochę dziwi, że otworzył się na Kruczej, która jest ulicą niełatwą, ale jest tak bardzo nowy, że jeszcze nie mógł przejść weryfikacji. Wnętrze jest jakimś kompromisem pomiędzy nowoczesnością a tradycją. Mamy tu bardzo atrakcyjny duży biały bar (nie ma w ogóle stolików). Jest mozaika na ścianie tuż przy wejściu w odcieniach koloru morskiego. Czarny sufit z ciemnoróżowymi kwiatami wiśni kontrastują białe ściany z ciekawymi białymi pionowymi deseczkami i podświetlanymi na różowo butelkami alkoholi. Światło w lokalu jest białe i zimne, dlatego siadam przy oknie, by nadać moim zdjęciom choć odrobinę światła dziennego.
I wtedy pojawia się pan Bartek przygotowujący sushi. Pyta, co może mi podać. Zamawiam tatar z tuńczyka, a w pozostałych przypadkach zdaję się na fantazję pana Bartka. Pan Bartek pracuje w sushi barach od dziesięciu lat. Mój pomysł przyjmuje z dużą aprobatą, pyta tylko, czego nie lubię. Eliminujemy maślaną i jedziemy.
Zaczynamy od Tatara z tuńczyka (29zł) podawany jest tu z dwóch rodzajów tuńczyka – ostronos (longfin) i błękitnopłetwy (bluefin). Do niego drobno siekana cebulka, ogórek i nieco chili. Ponoć dzięki dwóm rodzajom tuńczyka, tatar ma bardziej metaliczny smak. Dla mnie jest świetny, ale na tym etapie nic jeszcze nie wiem o tutejszym tuńczyku. Dowiaduję się o nim nieco więcej, kiedy dostaję pierwsze Nigiri z tuńczykiem Chutoro z ponzu (37zł). To tłusta, ale jeszcze nie najtłustsza część tuńczyka. Absolutnie oszałamiająca. Rozpływa się w ustach, wrażenie zupełnie nie do opisania. Pierwszy mój zachwyt, jak prostą formą można zrobić taki efekt.
Carpaccio z okonia morskiego (24zł) podane z oliwą z oliwek, limonką, tajskim chili i kolendrą to ponownie prostota i pełna koncentracja na dobrej jakości rybie. Całość jest lekko zaostrzona chili, by smaki nie były zbyt łagodne. To po prostu pyszne, bardzo lekkie danie.
Pora na ryż i zapomnienie na chwilę o prostej formie. Odwrócona rolka Maki z krewetką w tempurze i łososiem (29zł). No tutaj naprawdę dużo się dzieje. Wewnątrz mamy jeszcze odświeżającego ogórka i japoński majonez. Dookoła rolki za to tobikko (kawior z ryby latającej), sezam, marynowaną rzepę i drobno siekanego ogórka, całość ozdabia bukiet z glonów. Fajne i bardzo różnorodne. To taka rolka, że jeśli macie ochotę tylko na jedną, warto wybrać właśnie taką, bo jest jak kilka w jednej. Ale choć była ona bardzo dobra i pewnie w wielu miejscach zrobiłaby na mnie wielkie wrażenie, tutaj nie była największą gwiazdą.
Po niej weszła druga rolka. Maki z ośmiornicą i glonami wakame (29zł). Genialnie miękka ośmiornica była najpierw gotowana, a potem przysmażana na maśle czosnkowym. Otaczają ją zielone glony wakame i nori. Tylko tyle i aż tyle, ponownie główny bohater w centrum uwagi. Takie rolki można podawać tylko wtedy, kiedy produkt jest naprawdę wysokiej jakości. Na talerzyku jeszcze marchewka i ciekawe, mniej popularne niż wakame, glony hijiki.
Na koniec weszła prawdziwa gwiazda. Nigiri z toro (dostałam w prezencie, więc nie wiem, jaka cena). Trzecia odsłona lekcji o tuńczyku. Najtłustsza i najdoskonalsza część tuńczyka błękitnopłetwego czyli toro. To takie wagyu wśród ryb. I ponownie czysta forma, tylko ryż i odrobina ponzu. Niesamowite odczucia. Ponownie rozpływa się w ustach, ale ten smak… Tego się nie da opisać, to trzeba zjeść, nie ponaglać, powoli, w skupieniu, najlepiej zamknąć oczy, żeby wyostrzyć zmysł smaku. Nie warto go popijać, warto poczekać aż powoli odejdzie, a wspomnienie o nim zostawić sobie w kubkach smakowych jako wzorzec dobrej jakości tuńczyka.
Sądzę, że Wabu Sushi to teraz moje ulubione miejsce na sushi. Niestety także postawiło poprzeczkę bardzo wysoko. Trudno mi będzie po nim zamówić jakieś pierwsze lepsze sushi i przejść nad nim do porządku dziennego. Nie wiem, w ogóle nie wyobrażam sobie, jak zjeść teraz tuńczyka. Wabu Sushi ma jeszcze wiele tajemnic do odkrycia, między innymi sushi na czarnym ryżu. Wrócę tu z pewnością. A Wam radzę się wybrać i usiąść w pobliżu strefy pana Bartka. Dowiecie się więcej niż moglibyście przypuszczać. Bardzo polecam!
Wabu Sushi, ul. Krucza 41/43, Warszawa, tel. (22) 628 92 74
Po więcej zdjęć Wabu Sushi zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga. Zachęcam do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: