Dla odmiany poszłam któregoś dnia do kina bez oczekiwań. Tak po prostu. Nie czytając zupełnie niczego o filmie, na który się wybrałam. Bez przygotowania i bez uprzedzeń. Nie wiedziałam kompletnie o czym jest film, słyszałam, że jest dobry. Ale sobie film wybrałam, co? Każdy z Was, kto widział „Wstyd” musi mi przyznać, że trafiłam niezwykle. Siedziałam wbita w krzesło praktycznie od pierwszych scen.
Mniej więcej od połowy filmu zastanawiałam się, o co tu chodzi, co się okaże, jakie będzie wyjaśnienie zachowań głównych bohaterów. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że … aha, tego napisać nie chcę, nie zepsuję Wam wrażeń. Powiem tylko, że jest dość niezwykle.
To nie jest łatwe kino, wymaga skupienia. Pozostawia spore pole do interpretacji, co już naprawdę dawno nie zdarzało się w filmach, które oglądałam. Z radością przyjęłam dyskusje na forach filmowych, o czym ten film naprawdę jest. Faktycznie, nie ma tu oczywistości.
Dla mnie to historia rodzeństwa, które wywodzi się z trudnego domu. Każde z nich inaczej radzi sobie z problemami, a może właśnie nie radzi sobie w ogóle. Ona – świetna Carrey Mulligan – histerycznie poszukuje bliskości, on – jeszcze lepszy Michael Fassbender – przejawia odwrotne reakcje, dystansuje się wobec innych ludzi, uciekając w oziębłość i różnorodne formy seksualne.
Dodatkowe punkty daję filmowi za niesamowitą, jakże niepopularną muzykę. Mamy tu do czynienia głównie z Janem Sebastianem Bachem. Kompozycje Bacha zawsze były dla mnie zimne, bezuczuciowe, atrakcyjne technicznie i kompletnie pozbawione jakichkolwiek emocji. Przynajmniej pozornie. Dokładnie tak samo, jak główny bohater. Niezwykłe dopasowanie.
W kontekście ostatnich Oscarów, zapytam tylko – dlaczego ten film nie dostał nawet żadnej nominacji? Moim zdaniem, zasługuje na kilka i mocno wyprzedza niektóre z filmów nominowanych do nagrody głównej. Niezrozumiałe są wyroki Akademii. Zgadzam się jednak z opinią, że Akademia strzeliła sobie w kolano i w przyszłym roku oglądalność Oscarów zmaleje o jakieś 20%. O polską oglądalność nie ma co się martwić, bo jeśli transmisję prowadzi wyłącznie Canal +, mamy do czynienia z marginesem. Koniec dyskutowania Oscarów przeze mnie w tym roku.
W skali od 1 do 10 daję 9