To jest bez wątpliwości dość dobry film. Nie mam również żadnych wątpliwości co do tego, że mógłby być lepszy. W tym przypadku zasada, że dobry aktor pracuje na dobry film akurat nie ma występuje. Mam wrażenie, że to właśnie genialne aktorstwo Meryl Streep zadziałało przeciwko temu filmowi.
Meryl jest wybitna, bez dwóch zdań. To jest rola typu mistrzostwo świata. Po raz kolejny nie widać w jej postaci żadnej Meryl Streep, a doskonale widać odtwarzaną postać. Meryl stała się taką Margaret Thatcher, jaką pewnie sama Thatcher nigdy nie była. Ale jest z tą rolą pewien problem. Meryl jest znacznie bardziej zjawiskowa w odgrywaniu starszej, zmęczonej chorobą byłej premier Wielkiej Brytanii. To jest popisówka. Taka rola, o której marzy wielu aktorów. Alzheimer, postarzająca charakteryzacja, pochyła i wykrzywiona postawa, zniekształcony głos. Jeśli tylko ktoś potrafi to dobrze odegrać, dostaje automatycznie szanse na zagranie roli życia. Meryl ma wielkie szanse na kolejnego Oscara. Po otrzymaniu Złotego Globa i nagrody BAFTA, wydają się jeszcze większe.
A ponieważ cały film skoncentrowany jest na niej i podporządkowany tej roli, zbyt duża część poświęcona jest starszej Margaret Thatcher. Byłoby idealnie, gdyby pokazano tylko krótkie fragmenty tej starości, a nie napawano się nią. To strasznie irytujące, bo mamy do czynienia głównie z halucynacjami Margaret Thatcher, a nie jej rzeczywistością. Dodatkowo mam w pamięci wielką Thatcher i nie jestem przekonana, czy tak bardzo chcę oglądać ją chorą i zagubioną. Sądzę też, że ona sama nie pokazuje się publicznie z podobnych powodów, choć sądzę, że to raczej decyzja jej bliskich. Ale oczywiście, z punktu widzenia aktorstwa, to starość jest popisówką, nie młodość. Dlatego uważam, że ten film poległ po to, żeby błyszczeć mogła Meryl Streep. I nie jest to zarzut do Streep ale raczej do reżysera, czy też producenta.
Z pewnością mocną stroną „Żelaznej damy” jest aktorstwo. Nie tylko Streep. Nie sposób nie wspomnieć o drugim planie – czyli Jim Broadbent w roli męża Margaret Thatcher. Świetna rola, w ogóle ciekawa postać i warta zgłębienia wiedzy na jego temat.
Do minusów dopiszę jeszcze muzykę. Dawno nie słyszałam bardziej pompatycznej, irytującej i mniej subtelnej muzyki. Jest tak oczywista, że aż bolesna. Wielka szkoda, że brakło pomysłu na tę muzykę, z pewnością zrobiłoby to całości znacznie lepiej.
W skali od 1 do 10 tylko 7