Życie Pi
Wybrałam się na film Życie Pi, bo Ang Lee ma doświadczenie wykorzystywaniu takich sobie książek do robienia znakomitych filmów. Podobnie było z Brokeback Mountain, gdzie z krótkiego klimatycznego opowiadania zrobił wstrząsające i wzruszające dzieło. Książki „Życie Pi” nie znosiłam. Przeczytałam starannie, od początku do końca bez dłuższych przerw, w skupieniu. Przebrnęłam przez wszystkie męczące fragmenty zmagania się z żywiołem na Oceanie licząc na interesującą puentę. Zakończenie wyprowadziło mnie z równowagi. Zamiast doznać olśnienia, jak sporo innych czytelników zachwycających się książką Martela, poczułam, że autor ze mnie zadrwił. Nie wyjaśnię Wam dlaczego, jeśli bowiem nie znacie tej historii, opowiedziałabym Wam za dużo. Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *