Miesiąc: luty 2010

Traviata w Operze Narodowej

Wielkie wydarzenie. Premiera kolejnego spektaklu Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim. Niezwykle głośna premiera. Bardzo mocno nagłaśniana medialnie. Na sali same gwiazdy. Nigdy w życiu nie widziałam takiej liczby sławnych ludzi. Profesor Balcerowicz, poseł Palikot, Janusz Głowacki, Daniel Passent, Profesor Bralczyk i wielu, wielu innych. Dla mnie, najważniejszym powodem, żeby się wybrać tego dnia do Opery Narodowej, była Aleksandra Kurzak. Po raz pierwszy usłyszałam ją w Rigolettcie prawie rok temu i oniemiałam. Przepięknie wyśpiewywane koloratury i absolutnie cudny głos. Niekoniecznie bardzo mocny, ale po prostu śliczny. Tutaj, w Traviacie, swoją interpretacją doprowadziła mnie do łez. Jakkolwiek to brzmi, nie zdarza mi się przecież często płakać ani na filmach ani w operze. Wielokrotne ciarki, szczególnie w pianach przecudnie wyśpiewywanych przez Kurzak. Zdecydowanie tego wieczoru była sprawcą moich głębokich wzruszeń. Znakomicie brzmiała zwłaszcza w duecie z Andrzejem Dobberem, kolejną wielką gwiazdą tej inscenizacji. Ich wspólne arie to absolutna klasa światowa śpiewu operowego. Poza głosami, oczywiście inscenizacja Trelińskiego robi mocne wrażenie. Ten reżyser po prostu tak ma. Musi łamać konwenanse, musi szokować, musi być o nim głośno. Jeździła więc …

Sobotni lunch w Rubikonie

Zacznijmy od tego, że sobotni lunch – w przeciwieństwie do lunchu niedzielnego – nie jest wcale tak często spotykany, jakby się to mogło wydawać. Z czytanej przeze mnie właśnie fantastycznej książki Anthony’ego Bourdaina, wynika, że dobra cena atrakcyjnych niedzielnych lunchów i brunchów głównie wynika z chęci pozbycia się przez szefów kuchni tzw. resztek z całego tygodnia. Mam nadzieję, że to jedynie dowcip Anthony’ego, ale jeśli tak, to dlaczego popularne są niedzielne brunche, a sobotnie nie? Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Autor widmo (The Ghost Writer)

Zastanawiam się, czy Polański samodzielnie wybierając polski tytuł swojego filmu, miał takie zaufanie do tłumaczy tytułów, jak ja 😉 Żartuję, ale mam bardzo dobry humor po tym filmie. Nie dlatego, żeby to była komedia oczywiście. Nie. Dlatego, że Roman Polański pokazał wszystkim na czym polega jego klasa. Zrobił bardzo dobry film, dając – po dłuższym czasie rozmowy na jego temat w kontekstach nie-filmowych – powód do rozmów filmowych. I tak sztuka wyszła z tego wszystkiego zwycięsko. Autor widmo to kino, w trakcie którego widz się nie nudzi ani przez moment. Ciągle kombinuje i ciągle jest zwodzony przez reżysera, który tak rozgrywa akcję, żeby nic nie było jasne. Filmowi towarzyszy napięcie. Teoretycznie wiemy, że stanie się coś niedobrego, tylko nie wiemy, w którym momencie. Pod tym względem trochę przypomina Match Point Woody’ego Allena, gdzie przez cały seans widzowie zastanawiają się, czy kara będzie, czy zbrodnia ujdzie bohaterowi na sucho. Aktorzy są absolutnie świetni. Ewan McGregor jest absolutnie idealnym autorem widmo. Jest prawie niewidoczny, nie charakterystyczny, ot taki sobie średniak piszący pod cudzymi nazwiskami, bo swojego mu …

Lunate Fiano Sycylia 2008

Czasami potrzebna jest odmiana. Dla mnie oznaczała – zmienić sklep i szczep. Pozostałam przy białym kolorze wina i przy hasłowej mineralności. Oczekiwałam propozycji i choć budżetowo ograniczyłam zdecydowanie możliwości, zaproponowano mi Lunate Fiano z Sycylii. Szczepu fiano, jak się okazało uprawianego już w czasach rzymskich, nie znałam w ogóle. Zdanie dystrybutorów o winie: „Sycylijska ciekawostka – Fiano to szczep, który łączy w sobie cechy gron zarówno południowych, jak i północnych. Mamy tu więc tłustość podobną do sycylijskiego Chardonnay, ale też nutę mineralną spotykaną w pinot grigio czy bianco. Całość jest rześka i owocowa, co czyni wino uniwersalnym kompanem różnorodnych potraw, od grillowanych ryb, do drobiu w jasnych sosach.” Nie wpadłam w zachwyt, nie zyskałam nowego zaprzyjaźnionego szczepu po próbach tego wina. Nie porwało mnie kompletnie. Może zbyt dużo w nim Chardonnay 🙂 Żartuję, ale było dla mnie zbyt męczące, zwłaszcza w końcowych, mocno owocowych nutach, Zdecydowanie nie moja bajka. Z przyjemnością więc wróciłam do standardów Carmenowego Gewurztraminera, ale choćby po to, by docenić to, co lubię najbardziej, warto czasem zachować się odmiennie. Lunate Fiano Sycylia …

Bez mojej zgody („My Sister’s Keeper”)

Jest tylko jedna rzecz pozytywna, którą mogę powiedzieć po obejrzeniu tego filmu. Dobrze, że nie poszłam na to do kina. Bardzo mi szkoda tematu, który przecież jest ciekawy i mógł być naprawdę dobrze przedstawiony. Bardzo wielowymiarowy, bardzo trudny. Tu niestety spłaszczony do granic możliwości, na koniec obrócony w temat nieistniejący. Jakiś kompletny absurd. Rzecz dotyczy dziewczynki, która od urodzenia „służy” jako dawca dla siostry. Właściwie już jej urodzenie było zaprogramowane z myślą o ratowaniu chorej na białaczkę siostry. Potem są kolejne transfuzje krwi, wreszcie rodzina staje przed dylematem przeszczepu nerki. Właściwie rodzina dylematu nie ma – uważa, że przeszczep musi się odbyć. Jednak 10-cio letnia dziewczynka udaje się ze swoim przypadkiem do adwokata. I występuje o separację medyczną od swojej rodziny. Chce pozostać pod opieką rodziców, ale w kwestiach medycznych chce mieć prawo do swojego zdania. Taki jest temat. Trzeba przyznać, że jeden z trudniejszych postawionych w kinie. Trzeba umieć nakręcić film o taki problemie. Niestety Nickowi Cassaventesowi się to nie udało. Spłycił co mógł. Dodał kilka dłużyzn i totalnie nieprzekonywującą Cameron Diaz. Rozumiem, że …

LemonGrass

„LemonGrass czyli trawa cytrynowa kiedyś uprawiana była jedynie w Indiach, Indonezji i Południowo-Wschodniej Azji. Chcąc podzielić się z Państwem naszą pasją, przywieźliśmy ją do Warszawy. Naszym celem jest usatysfakcjonowanie miłośników kuchni orientalnej.” Tak zaczyna swoją stronę internetową orientalna restauracja LemonGrass i trzeba przyznać, że cel właścicieli tego miejsca można uznać za wykonany, a na pewno wykonywany, bo przecież chodzi o proces działań ciągłych raczej niż jednorazową satysfakcję. Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Eva Liebe Gewurztraminer Alzacja 2007

Kiedy szukam win tzw. pewniaków i nie mam ochoty na eksperymenty, od pewnego czasu skręcam w stronę gewurztraminerów. I tak się jakoś dzieje, że tym alzackim daję przewagę nad innymi. A one odwdzięczają się praktycznie 100%-tową niezawodnością. Podobnie jest z tym. Pyszne wino, o nieprzesadzonej kwasowości i świeżości. Dobry balans, elegancja i moja ulubiona mineralność. W opinii dystrybutorów: „Piękny zielono-żółty Gewurztraminer odznacza się kompleksowym i wyrazistym nosem, bogatym w aromaty świeżych owoców, różanych pąków ze szczyptą przypraw i owoców liczi. W ustach ekspresyjne, świeże i wytworne, z nutami owocowymi. Wino bogate, dobrze zbalansowane. Podawać do: ostrych serów, białych mięs.” Jadłam z parmezanem i bardzo dobrze sobie poradziło. To takie nowoczesne sposoby radzenia sobie z zimową depresją. Dość skuteczne 🙂 Do kupienia m.in. tutaj. W skali od 1 do 10 daję 8   Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Poluzjanci w Palladium

Jestem o 10 lat młodsza po koncercie Poluzjantów w Palladium. Czuję się jak z czasów ich pierwszej, zwanej też przedostatnią, płyty. Wychodzi na salę 6 muzyków i publiczność szaleje. Kto ich w ogóle zna? Kto ich słyszał? Kto ich słucha? No jak się okazuje przynajmniej tyle ludzi, by koncert trzeba było przenieść ze zbyt małych Hybryd obok do Palladium. Choć oczywiście nie posłuchacie ich w głównych nurtach radiowych, o telewizyjnych nie wspominając. Może nie jest to więc najpopularniejszy zespół na świecie, ale fanów ma niezwykłych. Publiczność na piątkę. Publiczność aktywnie biorąca udział, publiczność, która wie, kiedy co trzeba zrobić, co zaśpiewać, jak bić brawo, jak tańczyć, jak nawiązać dialog z wokalistą i jak bić brawo i piszczeć tak, żeby zespół dał 4 bisy i „czuł się jak Lady Pank”. 🙂 Jeszcze jeden akapit poza-muzyczny. Świetne nagłośnienie. Palladium i ekipa nagłośnieniowa naprawdę znakomicie sobie poradziła. Słychać było nie tylko wszystko to, co śpiewał Kuba Badach, ale i każdy dźwięk klawiszy czy gitary. I teraz już tylko o nich. Dlaczego nie mogli się przez 10 lat zebrać, …

To skomplikowane

O dawna czekałam na taki film. Zabawny, przyjemny, optymistyczny, lekki, ale nie powierzchowny. Dzięki Bogu, że kino tego typu jeszcze nie wymarło, bo miałam mocne wrażenie, że komedie romantyczne ostatnio przestały być śmieszne i romantyczne. Dziwią mnie więc negatywne oceny tego filmu wystawiane przez krytyków filmowych, ale cóż, może po prostu jest tak, że krytyk jest od krytykowania, a intelektualiście nie wypada się zaśmiać czy odprężyć na filmie lekkim i zabawnym. „To skomplikowane” opowiada historię pewnego małżeństwa (Meryl Streep i Alec Baldwin), które wprawdzie jest po rozwodzie od 10 lat, ale przeżywa coś na kształt romansu. Uczucia przeplatają się ze wspomnieniami, trudno je odróżnić. Ponieważ rzecz jest natury skomplikowanej – jak sugeruje tytuł – mamy jeszcze do czynienia z trójką prawie dorosłych dzieci, drugą żoną męża i zalecającym się do żony nowym potencjalnym kandydatem na partnera. Głównym atutem filmu są aktorzy. Meryl Streep jest absolutnie fantastyczna. To niewiarygodne, że ktoś może tak grać. Jest zabawna, flirtująca, seksowna i niezwykle piękna. Jak zwykle doskonała, ale tego od niej oczekiwałam. Zaskoczył mnie natomiast Alec Baldwin, który zmienił …