Traviata w Operze Narodowej
Wielkie wydarzenie. Premiera kolejnego spektaklu Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim. Niezwykle głośna premiera. Bardzo mocno nagłaśniana medialnie. Na sali same gwiazdy. Nigdy w życiu nie widziałam takiej liczby sławnych ludzi. Profesor Balcerowicz, poseł Palikot, Janusz Głowacki, Daniel Passent, Profesor Bralczyk i wielu, wielu innych. Dla mnie, najważniejszym powodem, żeby się wybrać tego dnia do Opery Narodowej, była Aleksandra Kurzak. Po raz pierwszy usłyszałam ją w Rigolettcie prawie rok temu i oniemiałam. Przepięknie wyśpiewywane koloratury i absolutnie cudny głos. Niekoniecznie bardzo mocny, ale po prostu śliczny. Tutaj, w Traviacie, swoją interpretacją doprowadziła mnie do łez. Jakkolwiek to brzmi, nie zdarza mi się przecież często płakać ani na filmach ani w operze. Wielokrotne ciarki, szczególnie w pianach przecudnie wyśpiewywanych przez Kurzak. Zdecydowanie tego wieczoru była sprawcą moich głębokich wzruszeń. Znakomicie brzmiała zwłaszcza w duecie z Andrzejem Dobberem, kolejną wielką gwiazdą tej inscenizacji. Ich wspólne arie to absolutna klasa światowa śpiewu operowego. Poza głosami, oczywiście inscenizacja Trelińskiego robi mocne wrażenie. Ten reżyser po prostu tak ma. Musi łamać konwenanse, musi szokować, musi być o nim głośno. Jeździła więc …