Miesiąc: luty 2011

Magiel Cafe

Zachęceni niesamowitym menu, o którym przeczytaliśmy na blogu Smaki Miasta, a także tajemniczym określeniem serwowanej tu kuchni „śródziemnopolska”, postanowiliśmy przetestować maleńkie miejsce na Dolnym Mokotowie – Magiel Cafe. Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

127 godzin

Przyznam, że wgniotło mnie w kinowy fotel. Siedziałam z otwartą buzią przez 1,5 godziny. Momentami zamykałam oczy, momentami się mocno śmiałam, momentami mocno wzruszałam. Nie było patetyzmu, przesadzonych morałów, dwugodzinnego ciężkiego dramatu. Było znakomite, szybkie teledyskowe kino, połączone z ciekawą opowieścią. Fabuła jest prosta – główny bohater siedzi przez 127 godzin w wąwozie, gdzie rękę uwięził mu spadający głaz. Wpada w ten potrzask w 10tej minucie filmu i do końcowej, bardzo dramatycznej sceny, po prostu tam siedzi. Jak z takiego tematu zrobić interesujące kino? I jednocześnie nie przesadzić z koszmarem, dramatem, histerią, łzawością, ale też moralizowaniem? Wie tylko Danny Boyle. Historia jest prawdziwa, oparta na faktach, trudno więc jej nie znać. Mam wrażenie, że większość osób, która wybrała się do kina wiedziała, co będzie się działo.  Wszyscy czekali w napięciu, w jaki sposób zostanie to sfilmowane. Ja czekałam z obawą. Bałam się … no chyba się bałam Piły (1,2 ,3 lub którejś kolejnej). Ale w zamian za to dostałam bardzo mądrą historię chłopaka, który z dużym dystansem, a momentami nawet poczuciem humoru, podchodzi do swojej …

Restauracja La Iberica

Z dużą obawą wybrałam się ponownie do La Iberica. Pierwszą wizytę wspominam bardzo dobrze. Wszystko było na najwyższym poziomie, jedzenie znakomite, atmosfera świetna, prawdziwy kawałek Hiszpanii na końcu Warszawy. No ale w międzyczasie La Iberica została Knajpą Roku, a po totalnym zjeździe w dół Restauracji R20, wywnioskowałam, że sukces nie sprzyja trzymaniu wysokiego poziomu. Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Jak zostać królem

Opisywałam ostatnio kilka filmów, co do których miałam duże oczekiwania, a potem równie wielkie rozczarowanie. Cieszy mnie więc fakt, że zdarza mi się też obejrzeć od czasu do czasu film, który spodziewam się, że będzie dobry, a okazuje się być jeszcze lepszy. Ostatnio takie przypadki miałam dwa. Dziś o pierwszym – The King’s Speech, znanym u nas pod tytułem „Jak zostać królem” i reklamowanym u nas jako komedia. Krótko tylko o tej miernej próbie nabicia publiczności w butelkę – rozumiem, że tytuł oryginalny nie całkiem dobrze brzmi po polsku, rozumiem też, że Colin Firth głównie znany jest w Polsce z roli w Bridget Jones i że Walentynki oraz Oscary znakomicie mobilizują do zrobienia z tego świetnego kina „komedii idealnej do zobaczenia, jeśli chodzisz do kina tylko raz w roku”. Ale czy naprawdę ktoś, kto będzie szedł do kina na komedię – no prawie – romantyczną, zaufa jeszcze kiedykolwiek dystrybutorom i raz nabity w butelkę, w ogóle podejmie próbę wyjścia do kina w przyszłym roku? Podejrzewam, że zda się na swój własny telewizor, dlatego nie pochwalam …

Para na życie (Away We Go)

Cudowny, klimatyczny, zabawny, piękny film. Ze znakomitymi rolami głównych aktorów. Para szczęśliwych ludzi, którzy jeżdżąc po Ameryce odwiedzają swoich znajomych, od każdego się czegoś ucząc. Całość spuentowana odkrywczą myślą i finałem na miarę tego znakomitego dzieła. Jeśli jeszcze nie wyczuliście sarkazmu w tym, co napisałam, to powiem to otwarcie – taki film, jak opisałam powyżej, MIAŁ wyjść. Natomiast wyszedł gniot. Dwójka nikomu nie znanych aktorów w średnich rolach. Ich dowcipy zupełnie nie są zabawne. Kolejne odwiedzane przez nich osoby są totalnie przerysowane. Jedyną interesującą postać stwarza Maggie Gyllenhaal, reszta … kompletnie bezsensowna. Na dodatek, „odkrywcza” puenta na koniec – wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Co się stało Samowi Mendesowi, że przestał robić warte oglądania, ważne filmy? Faktem jest, że to pierwsza (chyba) jego próba filmu o ludziach szczęśliwych, ale jeśli tak mają oni wyglądać … Panie Mendes, niech Pan wraca do opowieści o ludziach nieszczęśliwych. Były naprawdę dobre. W skali od 1 do 10 daję 4 – za duże rozczarowanie   Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. …

Restauracja Na Zielnej

Trochę się przyglądaliśmy temu miejscu. Powstałe w pomieszczeniach po dawnej restauracji KOM, chwalące się polską kuchnią, złożone z bistro, restauracji i delikatesów. Warto było sprawdzić w czym rzecz. No i faktycznie, po wizycie, mogę spokojnie powiedzieć, że było warto. Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Turysta

Nie ma co się rozpisywać – to czysto komercyjne kryminalne kino. Świetny Johnny Depp, bo on zawsze jest bardzo dobry, nawet jako pirat, jest po prostu świetnym aktorem. Angelina Jolie natomiast jest sztuczna jak to ona i chuda jak to ona, mało więc przekonywująca w roli kobiety, z którą totalnie się szaleje. Dlaczego nie można było zostawić w tej roli pięknej Sophie Marceau, która grała w pierwszej, francuskiej wersji, Turysty?   Bardzo zabawna scena śledzenia postaci granej przez Angelinę, kiedy policjanci z wozu, z którego obserwują jej poczynania, zaczynają się lekko nakręcać i puszczają teksty w stylu „Ciekawe, czy dzisiaj ma bieliznę”. Kamera najeżdża wtedy na miejsce, gdzie powinien wystąpić tyłek Angeliny. No niestety. To nie jest Jo Lopez, tyłek pożegnała dawno temu, jest bardziej wieszakiem niż kobietą, jej chudość jest naprawdę przerażająca. Kto by pomyślał, że grała kiedyś w tak interesujących produkcjach jak „Kolekcjoner kości”.   W każdym razie, jak na film kryminalny, mam dwa główne zarzuty – czy w każdym z nich naprawdę musi występować scena gonitwy na dachu i muszą być jacyś Rosjanie z …

Czarny łabędź

Piękne i jednocześnie bolesne kino. Podejrzewam, że Aronofsky nieźle się bawi patrząc na reakcję widzów w trakcie filmu. Nie ma co ukrywać, ten film to thriller, ja tej kategorii nie lubię. Wychodzę z założenia, że to dziwne, żeby bać się za własne pieniądze. Dlatego wszystko, co w tym filmie jest thrillerem raczej mnie od niego odrzuca niż zachęca. Ale na szczęście jest też sporo innych elementów. Jest znakomita Natalie Portmann, mistrzostwo mistrzostw i w pełni zasłużony Złoty Glob, a podejrzewam, że i Oscar. Rola po prostu wybitna. Portmann jest cudownie plastyczna – potrafi z dużą łatwością i wielką elastycznością zagrać zarówno demoniczną jak i cudownie słodko-niewinną stronę swojej roli. Do tego świetne sceny baletowe, choć pewnie znawcy się oburzą, że to i owo nie jest na najwyższym poziomie, mamy jednak do czynienia z aktorką, nie baletnicą … W każdym razie ta rola jest naprawdę mocna. Mocne są też niektóre sceny. Moment przeistoczenia się w łabędzia na scenie z pewnością przejdzie do historii kina jako jedna z ładniejszych i wywierających najmocniejsze wrażenia scen. Wybitne zakończenie z …