Miesiąc: kwiecień 2008

Kayah Prestige Tour

Nie pamiętam kiedy, nie pamiętam czy kiedykolwiek miałam łzy w oczach na czyimś koncercie. Może jak byłam małą dziewczynką. I dzisiaj. Przy „Na pół”. Zasłoniłam się rękami w pozycji obronnej, skuliłam się jakby trochę bardziej niż zwykle, próbowałam osłonić od tych emocji, które ten utwór we mnie budzi. Nie było szansy. Potem zobaczyłam, że Kayah też się trzyma ręką w pasie, a jeszcze później, już w przerwie, przyznała, że się trzyma w ten sposób. Ciarki po plecach. Kayah uwielbiam od płyty „Kamień”. Już kiedyś pisałam o moich wrażeniach związanych z płytą „Unplagged”. A dzisiaj miałam to wszystko zmutowanej formie, na żywo podczas koncertu z cyklu Kayah Prestiże Tour. Zupełnie niezwykłe wydarzenie. Wszystkie te koncerty, w których ostatnio uczestniczyłam są zupełnie niczym w porównaniu do tego. Oczywiście głos jak dzwon, także na żywo. Piękne, czyste dźwięki. Tym bardziej trudne, że przecież Kayah szaleje na scenie. Tańczy, opowiada, klaszcze, biega po widowni, po prostu jest, bardzo intensywnie jest i pomimo tego ciągle śpiewa czysto. Nie ma sensu opowiadać o tym koncercie oceniając kolejno poszczególne elementy. Cały zespół …

Peter Cincotti w Sali Kongresowej

Tak to jakoś jest ostatnio z tymi artystami około-jazzowymi, że ich ostatnie płyty są inne niż wszystkie poprzednie. Te ostatnie płyty robią zawrotną karierę i z promocją tych właśnie płyt, artyści ci występują w Polsce. Problem polega na tym, że ja zazwyczaj pamiętam ich z płyt poprzednich. Tak było z Chrisem Bottim, a teraz z Peterem Cincottim. Petera znam z płyt jazzowych. Uważam go za świetnego wokalistę, zresztą jego dotychczasowy życiorys moją opinię o nim potwierdza. Na przykład dostał nagrodę za interpretację „A Night In Tunesia” Dizziego Gillespiego na bardzo prestiżowym jazzowym festiwalu w Montreux. Na płycie „On the Moon” zachwycał wykonaniem „St. Lewis Blues” i „I Love Paris”, na płycie „Peter Cincotti” kompletnie odlotowym wykonaniem „Sway” i „Are You The One”. To były prawdziwie jazzowe standardy i prawdziwie jazzowe wykonania. Co się stało z Peterem Cincottim na ostatniej płycie? Nie wiem. „East of Angel Town” to płyta, którą jako pierwszą Petera wyprodukował David Foster. Mamy więc na tej płycie klawesyn, kwartet smyczkowy i kilka innych ciekawych brzmień, wszystkich osiąganych w sposób sztuczny – z …

Restauracja La Rotisserie w hotelu Le Regina

Są takie miejsca, które trzeba sobie zostawić na specjalne okazje. Powody są różne, ale w moim przekonaniu dzieje się tak głównie dlatego, że nie wolno sobie „ucodziennić” tych niewielu miejsc trącących geniuszem. Oczywiście problem pojawia się już na starcie – jak orzec, że szef kuchni jest geniuszem nie kosztując wcześniej nigdy jego kuchni? Jest i drugi problem, jak omijać miejsca, o których wiadomo, że powalają na kolana, które się poznało i z których smaki śnią nam się po nocach. Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Smaki Warszawy

W „Smakach” byłam już kiedyś służbowo. Robiłam tam zorganizowaną kolację na większą ilość osób. Menu było dobre, ale nie zachwycające. Takie kolacje mają jednak to do siebie, że muszą być przygotowywane według innych zasad niż standardowa karta dań, trudno więc po nich oceniać czy restauracja naprawdę warta jest uwagi. Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Cassandra Wilson w Sali Kongresowej

Cassandra Wilson znana jest z ciekawych projektów muzycznych. Poza swoimi solowymi płytami, często występuje z muzykami reprezentującymi mocno awangardowe kierunki jazzu. Przez wiele lat nagrywała z Stevem Colemanem, a jej najnowszym towarzystwem muzycznym jest David Murray & Black Saint Quartet. Na koncercie w warszawskiej Sali Kongresowej muzycy promowali swoją płytę „Sacred Ground”. Koncert bardziej był promowany jako występ samej Cassandry niż mniej znanego polskim odbiorcom Davida Murray’a, ale wszyscy muzycy i wokalistka na scenie okazali się być po prostu partnerami. Koncert zaczął się od kawałków instrumentalnych. Po dwóch pierwszych, weszła na scenę Cassandra … „My name is Cassandra, they call me a prophet of doom” zaśpiewała i od tego momentu właściwie sala była już szczęśliwa. Poza Cassandrą i Davidem wystąpili Lafayette Gilchrist – fortepian, Andrew Cyrille – perkusja i basista Jaribu Shahid. Piszę o partnerstwie w muzyce, bo to wcale nie takie popularne, by tej klasy muzycy po prostu dobrze się ze sobą bawili, improwizowali w równie genialnym stopniu, czy grali demokratycznie kolejno soje kompozycje. Nie było kompozycji Cassandry, ale ona – jak to gwiazda …

Chris Botti w Filharmonii Narodowej

Odgrzewana recenzja nie jest tym, o co najbardziej mi chodzi na Froblogu, ale nie pisałam jakiś czas, a wydarzyło się kilka ciekawych rzeczy w międzyczasie, chciałam je więc udokumentować. Dziś o Chrisie Bottim. Chrisa znam od kilku lat i słucham jego płyt od czasów „A Thousand Kisses Deep” czyli od 2003 roku. Kiedy dotarła do mnie „Italia” – najnowsze wydawnictwo, wiedziałam już, że nie jest dobrze. Kierunek, w którym zmierza Chris Botti nie jest tym, czego bym oczekiwała. Jest – jak jego włosy – jakby coraz bardziej cukierkowy blond. Takie hity jak „Ave Maria”, być może tylko w Polsce źle kojarzone ze standardem ślubnym, i „Nessun Dorma” nie powinny się zdarzać w wydaniu szanujących się muzyków, nawet smooth jazzowych. Trąci łatwą komercją i nieszczęsnym snobowaniem się na klasykę. Moim zdaniem ze stratą dla klasyki. Podobnie zresztą uważam, że śpiewanie przez trzech tenorów przebojów muzyki rozrywkowej nie jest tym, o co mi chodzi. Każdy powinien znać swoje miejsce. Mam zresztą wrażenie, że zazwyczaj muzycy wiedzą, w czym czują się najlepiej, a łamią te standardy wyłącznie dla …