Kultura
Skomentuj

Życie Pi

Wybrałam się na film Życie Pi, bo Ang Lee ma doświadczenie wykorzystywaniu takich sobie książek do robienia znakomitych filmów. Podobnie było z Brokeback Mountain, gdzie z krótkiego klimatycznego opowiadania zrobił wstrząsające i wzruszające dzieło.

Książki „Życie Pi” nie znosiłam. Przeczytałam starannie, od początku do końca bez dłuższych przerw, w skupieniu. Przebrnęłam przez wszystkie męczące fragmenty zmagania się z żywiołem na Oceanie licząc na interesującą puentę. Zakończenie wyprowadziło mnie z równowagi. Zamiast doznać olśnienia, jak sporo innych czytelników zachwycających się książką Martela, poczułam, że autor ze mnie zadrwił. Nie wyjaśnię Wam dlaczego, jeśli bowiem nie znacie tej historii, opowiedziałabym Wam za dużo.

Historia była mi znana, tym razem nie przeżyłam więc zaskoczenia. Życie Pi opowiada historię Pi Patela, syna właściciela zoo w Indiach. Wraz z rodziną i zwierzętami z zoo, Pi wyrusza statkiem przez ocean do Kanady. Po drodze statek tonie, a główny bohater uchodzi z życiem dzięki szalupie ratunkowej. Razem z nim ratują się hiena, orangutan, zebra i tygrys bengalski zwany Richardem Parkerem.

Film Życie Pi to przede wszystkim niesamowity klimat. Reżyser wielokrotnie już udowadniał swoją umiejętność budowania klimatu, teraz tylko ją potwierdza. Jest zachwycająco. Momentami sielankowo, momentami przerażająco, chwilami nawet zabawnie. Wszystko to powoduje, że film jest czarujący i zapiera dech w piersi. Byłam oczarowana obrazami, muzyką, klimatem i miałam ochotę w nim pozostać. Może niekoniecznie wtedy, kiedy rzucał się na mnie tygrys (co w 3D – jak wiadomo – wygląda jakby rzucał się naprawdę), ale w większości innych momentów.

Życie Pi wchodzi na nasze ekrany w 3D i moim zdaniem jest to pierwszy film, gdzie 3D ma sens. Avatar robił wrażenie jako debiutant w tej technologii, jednak już wtedy odnosiłam wrażenie, że 3D jest popisówką. Efektów jest zbyt dużo, Cameron po prostu zachłysnął się technologią, nie zachował umiaru. Ang Lee jest na przeciwnym biegunie. 3D używa oszczędnie, ale kiedy już to robi po prostu zachwyca.

Zazdroszczę Wam, jeśli nie znaliście historii i wybierzecie się na ten film nieskalani książką. Obserwowałam reakcję ludzi, którzy nie czytali „Życia Pi” i wiem, że obraz trzymał ich w napięciu i powodował emocje. Dla mnie to było bardzo piękne zobrazowanie tej książki. Powiedziałabym nawet, że niegodnej takiego obrazu, ale to – rzecz jasna – moje osobiste zdanie. Wiem, że wiele osób ma odmienne. Film polecam gorąco.

Życie Pi, reż. Ang Lee, 2012

W skali od 1 do 10 daję 8