Miesiąc: listopad 2007

Pora umierać

Obejrzałam piękny film. Film, którego nie można było zrobić w kraju innym niż Polska. Przepiękny, klimatyczny, momentami śmieszny, momentami wzruszający i smutny do bólu. Takie filmy chce się oglądać, dla takich emocji chodzi się do kina. „Pora umierać” to historia starszej kobiety, osamotnionej w swojej starości. Towarzyszy jej tylko wierny pies, a właściwie suka. Ale starsza pani nie rozpacza z tego powodu, nie lamentuje, nie ma pretensji do całego świata, przyjmuje to wszystko z niezwykle charakterystycznym lekkim dystansem i poczuciem humoru. Nie pozwala się traktować w zły sposób, nie czuje się zdana na niczyją łaskę, ma bardzo mocne poczucie własnej dumy i godności, pomimo starości, pomimo bezradności, pomimo obiektywnie trudnej sytuacji.   Ten film opowiada w gruncie rzeczy o bardzo silnej kobiecie, która dużo przeżyła. Jest w jej życiu jedna stała – jej dom. Tej stałej nie daje sobie odebrać, choć znacznie prościej byłoby się ze stratą domu pogodzić. W całej swojej walce pokazuje charakter, jakich mało. „Pora umierać” to film kobiet. Dorota Kędzierzawska – mistrzyni klimatu – nakręciła ten film, a Danuta Szaflarska – mistrzyni …

Miłość bez magii

Na „Miłość w czasach zarazy” czekałam od kilku miesięcy, choć raczej nie spodziewałam się niczego porywającego. „Porywający” wydaje mi się przymiotnikiem wyłącznie negatywnym w tym kontekście, a odnoszącym się do reżysera porywającego się na pomysł sfilmowania Marqueza. Właściwie moja opinia od początku była przewidywalna. Dla mnie samej. Ale mimo wszystko ją wyrażę. Kolega J., który tej powieści Marqueza nie czytał, twierdzi, że to był przyzwoity film. A moim zdaniem powinien być nieprzyzwoity. Czekałabym na film, który ogląda się z wypiekami, który buduje taki klimat, że po wyjściu z kina, właściwie myśli się wyłącznie o miłości. Nie tylko fizycznej, nie chodzi mi o erotyk, choć i pod tym względem film był znacznie słabszy niż książka. Chodzi mi o takie poczucie, które miewam po niektórych filmach, wychodzę z kina i myślę sobie, że tak strasznie mi brakuje tej miłosnej adrenaliny, tej tęsknoty, szaleństwa, wszystkich tych dobrych i trudnych emocji. Takiego klimatu od tego filmu oczekiwałam. Tymczasem z genialnej książki zrobiono film jedynie przyzwoity. Czego nie ma w tym filmie? Nie ma niczego. Nie ma chemii. Nie ma …

Cafe Zielnik

W ten zimny weekend wybraliśmy się do kolejnej restauracji w Warszawie. Tym razem testom poddany był Zielnik, czyli mała restauracyjka, a właściwie Cafe na Mokotowie. Jedna z wielu restauracji firmowanych przez Magdę Gessler. Opisywałam już kiedyś Papu, byliśmy tam nawet dwukrotnie, bo koniecznie trzeba było wrócić na tuńczyka z lawy. W Zielniku aż tak pysznie nie jest, ale jest dobrze. Powiedziałabym przyzwoicie, ale mam wrażenie, że ostatnio nieco nadużyłam tego słowa 😉   Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *