Szpieg
Na „Szpiegu” byłam już jakiś czas temu, opis wisiał w zaległościach przez kilka tygodni i wreszcie dzisiaj, kiedy powoli zaczęłam podsumowywać rok poprzedni w kinie, doszłam do wniosku, że to jeden z lepszych obejrzanych przeze mnie filmów w zeszłym roku.
Najbardziej cenię „Szpiega” za prawdziwość. Z jakichś kompletnie hollywoodzkich powodów zdaje nam się od pewnego czasu, że życie agenta wywiadu przeładowane jest gadżetami, pięknymi kobietami, szybkim tempem i najdroższymi samochodami na świecie, które można sobie bezkarnie rozwalać na każdym rogu. Tak, to Bond, Święty i jeszcze pewnie kilku innych. I tak przylgnęło. „Szpieg” bezlitośnie tę wyimaginowaną rzeczywistość rozwiewa. Pokazuje prawdziwy obraz życia agentów wywiadu, ze zmarnowanym życiem osobistym, z niewielkimi w sumie pieniędzmi, zagubionych, manipulujących sobą nawzajem, mających problem z odróżnieniem przyjaciół od wrogów. Jedno jest wspólne – zagrożenie życia. Ten obraz jest porażający, ale z pewnością bardziej realny.