Tomasz Stańko Quintet „Dark Eyes”
Nie bójcie się tego Stańki. Mówię nie bez kozery. Pamiętam moje pierwsze zetknięcie z jego muzyką, które odbiło się na mnie na długie lata 😉 Miałam może z 16 lat i przyjechałam sama na Jazz Jamboree do Warszawy. Kupiłam karnet, ale planując budżet nie wzięłam pod uwagę, że są jeszcze koncerty towarzyszące. Nie tylko te dzienne bezpłatne w Akwarium, ale także popołudniowe w Filharmonii Narodowej. Jednym z nich był właśnie koncert Tomasza Stańko. Bardzo chciałam pójść, ale miałam wybór pomiędzy obiadem a biletem i wygrał obiad. Wcinałam jakieś okropne parówki w jednym z klubów powiązanych wtedy z JJ i tam spotkałam dość znaną osobę ze świata jazzu, która usłyszawszy moją dramatyczną historię, wprowadziła mnie na ten koncert za darmo. Szczęśliwa usiadłam i przygotowałam się na wielkie wydarzenie. Wyszedł Tomasz Stańko. Sam. Z trąbką. I zaczął grać. To był szok. Nie było melodii, nie było rytmu, nie było niczego, co trzymałoby tę muzykę w jakichkolwiek ryzach. Free. Dla mnie wtedy, to był dość duży horror. Przeżyłam to strasznie, zwłaszcza, że sala zgotowała mu standing ovation, a …