Wpisy otagowane: saksofoniści jazzowi

Henryk Miśkiewicz & Marek Napiórkowski Kwartet w Jazzowni Liberalnej

W sobotni wieczór, w wytrwałej w promowaniu jazzu Jazzowi Liberalnej na Starym Mieście, posłuchać można było kwartetu Henryka Mickiewicza i Marka Napiórkowskiego. Panowie grali repertuar ze swoich dwóch płyt – Full Drive i Full Drive 2. Towarzyszyli im Robert Kupiszyn na gitarze basowej i kontrabasie oraz – w zastępstwie Krzysztofa Dziedzica – Robert Luty. I jak było? Było tak, jak jest, kiedy spotka się dobrze ze sobą zgrana ekipa wybitnych muzyków, którzy nie tylko opanowali sztukę grania i improwizowania do perfekcji, ale rutyna nie pozbawiła ich poczucia humoru i chęci zabawy podczas grania, a to nie zdarza się tak bardzo często. Miśkiewicz jest powszechnie znanym saksofonistą jazzowym, podejrzewam, że od kilkunastu lat utrzymuje się w czołówce polskich saksofonistów altowych. Znany jest ze swojej melodyki. Improwizuje, ale nie zapędza się w dźwięki trudne dla ucha. Nie pozwala sobie na zagrania free jazzowe, wręcz przeciwnie, dba o melodykę swoich improwizacji. Napiórkowski z kolei to przedstawiciel tzw. „młodego pokolenia” gitarzystów. Szerszej publiczności znany jest głównie z akompaniowania Annie Marii Jopek. Środowisko jazz fanów zalicza go jednak do grupy …

Branford Marsalis w Sali Kongresowej

Trzeci dzień Warsaw Summer Jazz Days. Ciągle nie mogę uwierzyć, że tyle gwiazd może wystąpić w Kongresowej w jednym tygodniu. Zastanawiam się, jak zareaguję na koncert dzisiejszej gwiazdy – Branforda Marsalisa. Mam do niego stosunek szczególny. Właściwie można powiedzieć, że Marsalis jest sprawcą tego, że słucham jazzu. Usłyszałam go pierwszy raz na płytach Stinga, tak, to on jest autorem słynnej solówki do „Englishman In New York”. To on otwarł dla mnie świat dźwięków muzyki synkopowanej, to przez jego płyty dochodziłam po kolei do innych wielkich muzyków, choćby do Milesa. „Mo’ Better Blues” z udziałem jego kwintetu to moim zdaniem najlepsza ścieżka dźwiękowa do filmu napisana kiedykolwiek. A projekt Buckshot Lefonque, z przepiękną wzruszającą kompozycją „Another Day” do dziś – moim zdaniem – nie miał godnego następcy łączącego tak umiejętnie jazz, funk i hip-hop. Odczuwam więc do Branforda Marsalisa rodzaj pewnej czci. Wyznaję go trochę jak religię. Nie dam złego słowa powiedzieć. Ale siedząc na Sali Kongresowej, zastanawiam się, co może zrobić Branford Marsalis po wczorajszym trzęsieniu ziemi – Bobbym McFerrinie. Jak może mnie porwać ktoś, …