Międzynarodowa, Restauracje, Saska Kępa
Skomentuj

Boathouse ponownie

Po dłuższej przerwie, w letnie popołudnie wybraliśmy się do ogródka w Boathouse. Dzień ewidentnie sprzyjał takim miejscom, było bardzo upalnie, a zaciszne otoczenie ogródka nad Wisłą i pysznej kuchni Boathouse’u mocno zachęcało do odwiedzin w tym miejscu.

Jako, że było gorąco zaczęłam od chłodnego gaspacho. Było bardzo pikantne, ale pyszne, z mocno przetartą papryką, pomidorami i innymi warzywami. Super. Wcześniej podano równie pyszne pieczywo z oliwkami, a do niego oliwę rozmarynową (do wyboru z czosnkową). Muszę przyznać, że tego gaspacho nie zjadłabym pewnie bez pomocy pieczywa. Trzeba było czymś tę ostrość zagryzać.

Na drugie, zdecydowałam się na grilla. See bass z grilla. I tu duże zdziwienie. Do ryby – bardzo dobrej, mogę to przyznać – podano „byle co” w roli sałatki i bardzo niefajną pitę. Wiem, że dania z grilla nie wychodzą z kuchni, mają więc nieco większe ograniczenia w dekorowaniu, ale bez przesady. Te dania nie są połowę tańsze od innych, nie widzę więc powodu, by traktować je po macoszemu. W efekcie porzuciłam pomysł zjadania dziwnej sałatki i wróciłam do oliwkowego pieczywa.

Całości dań towarzyszyło włoskie pino grigio, jednak kiedy do deseru zamówiliśmy lampkę słodkiego Gewurztraminera, jego cena okazała się nas mocno zaskoczyć. Nie wiem, co powoduje tego typu miejscami, że w karcie win podane są różne wina z cenami, a potem, przy domawianiu czegoś słodszego do deseru, kiedy zwykle już nie zagląda się w kartę win, kelnerzy podają wina za 50 zł za lampkę. Czy naprawdę goście tego nie zauważają? Na deser zjadłam Hot and Creamy Choco Cake, który znałam już z wcześniejszych wizyt.

Boathouse tym razem mnie nie poraził jakością. Dodatkowo odstraszały dzikie ilości komarów i brak klimatyzacji wewnątrz lokalu, do którego uciekliśmy w panice przed pogryzieniem. No cóż, mam wrażenie, że najlepsze momenty swojego życia, ta restauracja ma już za sobą.

Boathouse Restaurant & Bar, Wał Miedzeszyński 389A, Warszawa