Na Brackiej, tuż obok Cafe Między nami, cztery dni temu powstał HAKA Bar. Miejsce jest prawdziwie kosmopolityczne. Należy do Irlandczyka Kevina Bradley’a, znanego z Pubu Irlandzkiego Bradley’s i właścicielki nieistniejącego już Baru Cenzura na Mysiej, Katarzyny Chełpińskiej. Za sterami kuchni Nowozelandczyk Shane Baker. W dzisiejsze niedzielne powolne popołudnie wybrałam się tam sprawdzić, co może wyniknąć z takiej mieszanki kulturowej.
HAKA Bar to bardzo mała, ale niesamowicie klimatyczna sala w pięknej czerwonej zabytkowej cegle. Kto by jednak siedział wewnątrz, gdy dopisuje taka pogoda jak dziś? HAKA Bar jest na to świetnie przygotowany, ma spory zacieniony ogródek, większość gości (również międzynarodowych zresztą) siedzi więc na zewnątrz i delektuje się pogodą. Już lubię to miejsce.
Zerkam w menu. Zaczynamy od brunchu – i tu dziesięć pozycji śniadaniowych np. Jaja truflowe, omlet z łososiem i frittata z chorizo. Potem idą Dania dla Dwojga i nie tylko – jedno za 15zł lub trzy za 40zł, skonstruowane na zasadzie tapas małe dania, które można zjeść w większej ilości, m.in. Krewetki w tempurze z majonezem wasabi, Pomidory z kozim serem w tempurze z aioli, Hummus z batatów. W menu są jeszcze zupy, sałaty (m.in. z ośmiornicy), wrapy, burgery (na brioszy własnego wypieku, m.in. z wołowiną i szpikiem) i desery. W tej karcie nie ma nudy! To jest nowocześnie zbudowana, oryginalna i zachęcająca do eksperymentów karta. Sprawdzam też kartę win – trzy białe i pięć czerwonych win, wszystkie dostępne na lampki i butelki. Plus prosecco z kija. Już bardzo lubię to miejsce.
Choć mam ochotę na prawie wszystko z tej szalonej karty, decyduję się na opcję trzech dań w cenie 40zł. Wybieram Rillets z kaczki i wieprzowiny z kaparami, Łososiowe kulki z niespodzianką i Parfait z wątróbek drobiowych z czerwoną cebulą. Zostają podane na czarnej prostokątnej tacy z łupka kamiennego. Do parfait podane jest ciemne pieczywo, do rillets białe. Chwilę cieszę oczy tym widokiem, zanim zabieram się do jedzenia.
Zaczynam od parfait w słoiczku. Słoiczki jak wiadomo ostatnio robią karierę. Delikatne, muślinowo gładkie parfait przykryte jest solidną warstwą intensywnej w smaku konfitury z czerwonej cebuli. Dobry kontrast i fajne zestawienie. Rillets z kaczki i wieprzowiny to kolejna udane danie, ułożone w walec z drobno pokrojonymi ogórkami i posypane kaparami, pycha. Łososiowe kulki to przepiórcze jajka otoczone musem z łososia i usmażone w panierce. Podane są z lekko kwaskowatym białym sosem koperkowym. Świetnie wygląda i równie dobrze smakuje. Już uwielbiam to miejsce.
Popijam sobie Huia Pinot Gris Marlborough 2008 z Nowej Zelandii (20zł/kieliszek) i w ogóle nie chce mi się stąd wychodzić. Czytam książkę, rozkoszuję się powolną niedzielą i międzynarodowym klimatem i – bodajże drugi raz w tym półroczu – myślę sobie „o take Polske walczyliśmy!”. Z karty deserów wybieram jeszcze Pavlovą (10zł) po tym, jak sam Szef przekonuje mnie, że wie co robi w tym temacie. I oczywiście ma rację. Jest chrupka z zewnątrz, ciągnąca wewnątrz, z prawdziwą bitą śmietaną, truskawkami i kiwi. Już kocham to miejsce.
Wychodzę niespiesznie. Praktycznie w ogóle nie mam ochoty wychodzić. HAKA Bar jest klimatyczny, mocno inny od reszty miejsc w Warszawie. W karcie widać powiew świeżości, dania są małe i w dobrych cenach, można więc ich więcej skosztować. Całe menu mieści się na jednej kartce i ma się zmieniać. Choć miejsce czynne jest od czterech dni, ma już koncesję i możliwość płatności kartą kredytową, ktoś tu się przygotował do zadania. HAKA Bar jest mały, bezpretensjonalny, nowoczesny i bardzo, bardzo udany.
HAKA Bar, ul. Bracka 20, Warszawa
Po więcej zdjęć z HAKA Bar zapraszam na fanpage Frobloga na Facebooku.