Ukojenie. Tak jednym słowem opisałabym piękną nową płytę Stinga. Dzisiaj zaczęłam jej słuchać i nie umiem przestać. Pogoda jaka jest, każdy widzi. Dzień się skończył godzinę wcześniej. Depresyjne nastroje za oknem tylko czyhają na jego uchylenie, żeby bezczelnie zagościć na dobre. W takim właśnie klimacie będąc włączyłam nowego Stinga, a tam …
Pełna zima. Ale taka otulająca, pieszcząca, wywołująca najlepsze skojarzenia, choć zimy z natury nie znoszę. Sting zmierzył się z klimatami tradycjonalnych pieśni, ballad i kolęd brytyjskich. Na tej płycie są tylko dwa jego własne utwory – w tym jeden znany już z płyty „Mercury Falling” – „The Hounds Of Winter” w nowej aranżacji. Poza tym, ballady żebraków, tradycyjne pieśni z Newcastle, średniowieczne kolędy i barokowe kompozycje Bacha i Henry’ego Purcella.
Fascynujące jest, jaką ewolucję przeszedł ten artysta od The Police do tak kompletnie i totalnie odległych obszarów muzycznych. A przecież po drodze był jeszcze jazz i kilka utworów całkiem mocno nawiązujących do nurtu country. Z okresu jazzowego zostało na tej płycie Stingowi kilku muzycznych przyjaciół. W niektórych utworach towarzyszą mu Chris Botti, Kenny Garrett i Jack DeJohnette.
Fascynuje też sam Sting jako wokalista. Osiągnął jakąś cudowną mieszankę pomiędzy klasyczną emisją głosu – bardzo potrzebną do śpiewania barokowych pieśni – a własną charakterystyczną barwą, pełną przydechu i zupełnie niedozwolonych w śpiewie klasycznym zabiegów, które jednak czynią Stinga Stingiem. Jak pięknie brzmi jego głos w dolnych rejestrach, myślę, że po raz pierwszy usłyszałam tak niskie dźwięki u Stinga.
Tej płyty słucha się zachłannie. Działa jak melisa na rozkołatane emocje, na burzliwe nastroje, na wszelkie rozterki i zmagania codzienności. To muzyka na niedzielę, która może uzbroić w cierpliwość na kolejny cały tydzień. Całkowicie bez przebojów, aż dziw bierze, że można coś takiego wydać. Ale to w końcu Sting jest autorem stwierdzenia, że kiedy jest się wielką gwiazdą można już nagrywać, co się chce, bo zawsze jakaś grupa ludzi to kupi. To przyjemne obcować z muzyką, która powstała z potrzeby duszy, a nie kieszeni. I być może dlatego właśnie przede wszystkim daje ukojenie.