Wpisy otagowane: Kurt Elling

WSJD Kurt Elling w Sali Kongresowej

Teraz już wiem to na pewno. Kurt Elling jest moim wokalistą jazzowym numer jeden. Zastanawiałabym się jeszcze czy wybrać jego czy Ala Jarreau, ale po wczorajszym koncercie nie mam żadnych wątpliwości. Al jest genialny, ale Kurt jest w najlepszych swoich latach i największej dyspozycji głosowej, śpiewa po prostu bosko. Nie wiem jak to jest możliwe, że Pan Adamiak przy poziomie chaosu, który prezentuje, cały czas jest oficjalnym organizatorem takich wydarzeń jak Warsaw Summer Jazz Days. Być może dlatego, że nikt inny nie chce się za to zabierać, nie wiem. Wiem tylko, że jeśli zapowiada się danego dnia trzy zespoły i na koniec gwiazdę, to ta gwiazda nie może zabrzmieć jako pierwsza z tzw. „powodów technicznych”. Co mnie obchodzą powody techniczne? Podobnie było na nieopisanym przeze mnie w końcu fantastycznym koncercie Tribute to Miles, gdzie grały formacje Marcusa Millera, Wayne’a Shortera i Billy’ego Cobba. Shorter zagrał intelektualnie i jako pierwszy, choć ewidentnie był największą gwiazdą wieczoru, Miller dynamicznie i przebojowo tuż po nim, w efekcie klasycznego Billy’ego Cobba nikt nie mógł słuchać. Nie wiem, po co …

Kurt Elling Dedicated To You

Wsłuchuję się w nowego Kurta Ellinga Dedicated to You. To płyta, którą Kurt zadedykował Johnowi Coltrane’owi i Johnny Hartmanowi wykonując na niej utwory z ich repertuaru. Kurt – jak zwykle – świetny. Uważam go za najlepszego w tej chwili wokalistę jazzowego na świecie i stawiam na tym pierwszym miejscu na równi z Alem Jarreau. Zresztą ich wspólne wykonanie Take 5 – kto nie widział, odsyłam do YouTube’a, to absolutny majstersztyk wokalistyki jazzowej, po prostu mistrzostwo świata. Ale takiego Kurta jak w tej krótkiej wprawce z Alem Jarreau,brakuje mi na tej płycie. Zresztą, muszę to przyznać, nie gustuję w interpretacjach jazzowych wykorzystujących instrumenty smyczkowej, tutaj mamy do czynienia z kwartetem. Mam wrażenie, że do rytmu utworów jazowych po prostu najzwyczajniej smyczki nie pasują. Zresztą na tej płycie, ilekroć jest jakieś intro, czy inny fragment bez towarzyszenia kwartetu, od razu robi się normalniej, lepiej, jakby bardziej jazzowo. Sam Kurt jest oczywiście znakomity, ale brakuje jego wokaliz, brakuje jego popisów erudycji muzycznej, tak charakterystycznych dla niego cytatów z innych wykonawców … Jakby dedykacja tej płyty dwóm wybitnym muzykom, …