O północy w Paryżu
Z Allenem tak jest – i nie odkrywam tu pewnie żadnej Ameryki – że cokolwiek robi, nawet gdyby to było gorsze od innych jego rzeczy, to i tak zwykle jest na bardzo dobrym poziomie, być może nawet znacznie wyższym niż wysokie loty innych reżyserów. Mam wrażenie, że „O północy w Paryżu” to słabszy film Allena. Z ostatnich filmów uwielbiałam „Whatever works” – strasznie mnie śmieszył, skłaniał do przemyśleń. Tutaj już aż tak śmiesznie nie jest, ale w dalszy ciągu jest bardzo, bardzo dobrze. W roli głównej Owen Wilson, którego naprawdę bardzo nie lubię, ale Owen oczywiście zachowuje się tutaj jak Allen, nie drażni więc w ogóle. Konstrukcja filmu delikatnie ćwiczy widzów ze znajomości kultury i sztuki. Przez film przewijają się artyści kilku wieków. Wymieniać nie będę, ale Salvador Dali z obsesją nosorożca jest jedną z najzabawniejszych postaci kina w ogóle. W tej krótkiej roli genialny Adrien Brody. Aktorzy zresztą jak zwykle u Allena – plejada gwiazd. Kathy Bates, Rachel McAdams, Marion Cotillard, w epizodzie prezydentowa Carla Bruni. W jednym z wywiadów z Allenem czytałam, że …