W ten zimny weekend wybraliśmy się do kolejnej restauracji w Warszawie. Tym razem testom poddany był Zielnik, czyli mała restauracyjka, a właściwie Cafe na Mokotowie. Jedna z wielu restauracji firmowanych przez Magdę Gessler. Opisywałam już kiedyś Papu, byliśmy tam nawet dwukrotnie, bo koniecznie trzeba było wrócić na tuńczyka z lawy. W Zielniku aż tak pysznie nie jest, ale jest dobrze. Powiedziałabym przyzwoicie, ale mam wrażenie, że ostatnio nieco nadużyłam tego słowa 😉
Zaczęłam od Tatara po polsku z liśćmi drobno siekanego lubczyku. Tatr w ogóle uwielbiam, więc gdziekolwiek jestem i widzę surową wołowinę, rzucam się na nią z fascynacją. Zresztą wołowina nie tylko w formie tatara mnie interesuje. Lubię też carpaccio czy prawie surowe krwiste steki. Ten tatar z Zielnika był bardzo dobry. A rozumiem, że towarzystwo lubczyku dobrze konweniuje z nazwą restauracji.
Na drugie zjadłam polędwicę w sosie winno-grzybowym z ryżem jaśminowym. O polędwicy już mówiłam, choć ta niestety nie była krwista, nikt nawet nie zapytał, czy miała być. Trochę też była za cienko krojona. Nie wiem, być może zbytnio przywykłam do grubych, soczystych, krwistych steków, więc dziwi mnie potraktowanie polędwicy w taki sposób. Może po prostu było mi żal utraconego smaku, ale ta polędwica mnie nie przekonała. Dość dobra, dość różowa, ale nie znakomita. Sos grzybowy dobrze skomponowany, ale wina w nim nie wyczułam. Skądinąd może to być wina J argentyńskiego czerwonego wytrawnego Trapiche popijanego dla towarzystwa.
Na deser Lody pięknej Heleny… z marynowaną gruszką i sosem waniliowym. I tu już niestety pełne rozczarowanie. Pamiętam deser Piękna Helena z katowickiej La Cantiny, gdzie lodom waniliowym towarzyszy kwaskowata gruszka i pyszny sos czekoladowy. Mój Boże, sama robiłam taki deser dla gości, więc wiem doskonale na czym polega. Smaki komponują się dopiero wtedy, kiedy gruszka jest lekko kwaskowata, lody delikatnie waniliowe, a czekolada bezlitośnie czekoladowa. Brakowało kwaskowatości gruszki i czekolady. Deser w efekcie był mdły.
Ale co innego w Zielniku zachwyca. W Zielniku jest ślicznie. Po prostu się siedzi i się mówi, że jest ślicznie. I nie można się od tego wyznawania śliczności Zielnikowi powstrzymać. Zajrzyjcie na stronę www, a odrobinę tego klimatu zobaczycie. Malutka przemiła restauracyjka, z miękkimi ławami pod ścianą, poduszkami i obrazkami ziół w ramkach na ścianie. Niestety zioła nie są prawdziwe, a namalowane. Ale taki drobiazg można wybaczyć.
Cafe Zielnik, Warszawa, Odyńca 15