Obejrzałam piękny film. Film, którego nie można było zrobić w kraju innym niż Polska. Przepiękny, klimatyczny, momentami śmieszny, momentami wzruszający i smutny do bólu. Takie filmy chce się oglądać, dla takich emocji chodzi się do kina.
„Pora umierać” to historia starszej kobiety, osamotnionej w swojej starości. Towarzyszy jej tylko wierny pies, a właściwie suka. Ale starsza pani nie rozpacza z tego powodu, nie lamentuje, nie ma pretensji do całego świata, przyjmuje to wszystko z niezwykle charakterystycznym lekkim dystansem i poczuciem humoru. Nie pozwala się traktować w zły sposób, nie czuje się zdana na niczyją łaskę, ma bardzo mocne poczucie własnej dumy i godności, pomimo starości, pomimo bezradności, pomimo obiektywnie trudnej sytuacji.
Ten film opowiada w gruncie rzeczy o bardzo silnej kobiecie, która dużo przeżyła. Jest w jej życiu jedna stała – jej dom. Tej stałej nie daje sobie odebrać, choć znacznie prościej byłoby się ze stratą domu pogodzić. W całej swojej walce pokazuje charakter, jakich mało.
„Pora umierać” to film kobiet. Dorota Kędzierzawska – mistrzyni klimatu – nakręciła ten film, a Danuta Szaflarska – mistrzyni subtelności – zagrała główną rolę. Obydwie panie wykazały skrajną wirtuozerię.
Polecam ten film każdemu, kto ma ochotę odetchnąć od kolorowego, szybkiego, hałaśliwego kina amerykańskiego. To jest kino głębokiej refleksji nad życiem i przemijaniem, nad starością. Ale refleksja ta nie jest podana w jakiejś nieprzystępnie trudnej formie, wręcz przeciwnie. Ma twarz starszej uśmiechniętej pani mówiącej do swojej suki „Filadelfia, ty wariatko!”.