W Święta udało mi się w spokoju i skupieniu przeczytać trzecią książkę Bourdaina. Mam wrażenie, że rozwijamy się równolegle. Gdybym kilka lat temu zaczynała od tego tomu, pewnie odłożyłabym go w połowie, optymistycznie licząc. Z drugiej strony, gdybym dziś zabierała się za część pierwszą, pewnie znudziłby mnie totalnie, no … może nie totalnie, ale w dużym stopniu. Z kolejnymi książkami Bourdaina czuję jednak, jak autor się rozwija, a ponieważ pogłębia się także moja wiedza, mamy idealne zgranie czasowe. Kilka powodów, dla których uważam, że warto przeczytać tę książkę podrzucam poniżej.
Po pierwsze, Bourdain nazywa blogerów kulinarnych Czwartą Władzą. I za to tylko stwierdzenie należy mu się już absolutne moje uwielbienie. W naszej polskiej rzeczywistości, której Anthony nie zna, rzecz wygląda jeszcze inaczej. Prawie całkowity brak recenzentów kulinarnych z prawdziwego zdarzenia nadaje blogerom oceniającym restauracje dodatkowego znaczenia. Nawet jednak na tak bardzo rozwiniętym rynku gastronomicznym jak Nowy Jork, blogerzy mają swoje istotne miejsce. Miejsce zauważane przez media, restauracje i szefów kuchni.
Po drugie, Bourdain operuje nazwiskami. Dzieli swój świat na bohaterów pozytywnych i złoczyńców. Wyjaśnia w szczegółach, dlaczego uważa jednych za prawdziwych bohaterów, a drugich za… jeśli znacie soczystość języka autora, zrozumiecie moją ucieczkę w wielokropek. Uwielbiam go za szzerość i odwagę w pisaniu o tych ludziach. Nazywa ich otwarcie pełnymi imionami i nazwiskami, często tłumaczy, dlaczego coś o kimś napisał w poprzednich książkach, zdarza mu się zmienić zdanie, ale szczerość w tych opisach obecna jest zawsze.
Po trzecie, czytając Bourdaina robię notatki. Notatki różne. Po każdej lekturze jego książki zasoby mojego Evernote’a rosną o kilkadziesiąt wpisów – nieznanych restauracji, blogów, skojarzeń, dań … Wiele z przytaczanych nazwisk znam, czytałam o nich, widziałam ich książki kulinarne, śledzę blogi, oglądałam programy. O wielu nie mam pojęcia, ale mam punkt zaczepienia, mogę drążyć i uczyć się.
I ostatnie. Bourdain ocenia jedzenie. Ocenia dania podane mu w różnych, często trzygwiazdkowych, restauracjach. Z ocen tych można się bardzo dużo nauczyć o współczesnej kuchni. Chyba najbardziej wzruszył mnie opis Ostryg i pereł – klasycznego dania Thomasa Kellera podanego w jednej z jego restauracji. Bourdain przerażony ilością kawioru dodanego przez kelnera napisał: „Wyglądało, jakby mówili ‘Nie wierzymy, że ta suka będzie się nadal podobała klientom tak jak kiedyś, więc musimy nałożyć jej grubszą warstwę szminki’ – a ja obraziłem się w jej imieniu.” Bo umiar jest ważny we wszystkim.
Cała ta wiedza, całe doświadczenie, to wszytko podane jest w niezwykle przyjemnej, bardzo dowcipnej konwencji ułatwiającej czytanie. To nie jest podręcznik, to tylko książka, którą warto przeczytać, żeby poznać punkt widzenia faceta, który jeździ po całym świecie i je, a na jedzeniu się zna. Trudno w to uwierzyć, ale mam wrażenie, że każda kolejna książka Bourdaina jest lepsza od poprzedniej. Z niecierpliwością więc czekam na następną, mam jednak co drążyć w tak zwanym międzyczasie.