Na tym placu budowy zwanym czasem Miasteczkiem Wilanów dość mało jest jeszcze fajnych miejsc. Mam wrażenie, że potrzebujemy dwóch-trzech lat, żeby tu sobie wszystko pourządzać. Na razie jednak każdą knajpkę, każdy fajny sklep z winem czy piekarnię z ciepłym pieczywem witamy z radością. Z radością przyjęłam więc informację o nowym Bistecca Bistro.
Radość radością, ale steki w Polsce, w Warszawie? Było już kilka takich prób prawda? Łącznie z ostatnio mocno chwalonym przez wszystkich (poza mną, za co naraziłam się na opinię szczególnie wybrednej) Butchery&Wine. Bardzo to odważne. Sądzę, że zdobycie dobrego surowca na steki jest naprawdę bardzo trudne. Dlatego moje zdziwienie, że taka jest specjalizacja lokalu znajdującego się dokładnie 2 bloki ode mnie. A że mam nieustającą niedokrwistość i grupę krwi 0, dobre krwiste steki najchętniej pochłaniałabym hurtowo. Trzeba było więc pójść i sprawdzić.
Początek niełatwy – podjazd pod restaurację jest … lekko utrudniony. Płyty, piasek, beton i prowizoryczny podjazd, który okazał się jedynie słusznym. Brawa dla restauracji za wygospodarowanie na tym „kompletnym braku parkingu” kilku miejsc postojowych oznaczonych logotypem restauracji. Dobry ruch, przydałyby się jeszcze jakieś wskazówki jak dojechać po drodze.
Wnętrze bardzo nowoczesne, po prostu bistro. Bardzo interesujące. Kelner podchodzi szybciutko, wręcza kartę. OK, nie ma zbyt wielu osób, ale 3-4 stoliki zajęte o godz. 17tej w środku tygodnia to nie jest całkiem zły wynik. Wybieram zupę rybną i steka z polędwicy wołowej w sosie Jack Daniels. Kelner nie pyta jak wysmażony ma być stek. Przeczuwam katastrofę.
Zupa nadchodzi bardzo szybko i nie zachwyca. Jest przyzwoita, ale bez wzruszeń. Po chwili refleksji dochodzę do wniosku, że wina jest moja – w steakhousie nie zamawia się zupy rybnej, to nie jest ich specjalność. Kelner na szczęście wraca i pyta o poziom wysmażenia steka. Wraz z jego powrotem wraca nadzieja.
Przychodzi stek, a właściwie Stek. Jest mięciuteńki. Nowak by powiedział „łyżką można było jeść”. Faktycznie można było. Sos genialny, charakterystyczny z mocno wyczuwalnym alkoholem, ale też nie przesadzony. Do tego kopytka szpinakowe i pomidory z rukolą i świetny dressingiem. OK, ten stek nie był ideałem, przyciśnięty nie tryskał krwią jak te w Argentynie, ale na Boga, to jest Warszawa! Był dobrze zrobiony, pewnie marynowany kilka godzin zanim podany no i ten sos … marzenie.
Ponieważ to był krótki posiłek, na deser i wino nie starczyło czasu, ale wrócę tu jeszcze na pewno. To miejsce wymaga wielokrotnego regularnego sprawdzania 😉
Bistecca Bistro, ul. Branickiego 11, Warszawa