Piątka w nazwie Bistro No.5 została wybrana jako symbol szczęścia. Miejsce to według deklaracji właścicieli mają tworzyć ludzie, którzy do bistro przychodzą i wciąż tu wracają. Ja przyszłam głodna w niedzielę. Szukając pomysłu na obiad, wybrałam Bistro No.5, bo ładnie wygląda na zdjęciach, ma dość proste acz niebanalne menu i obiecuje przyjemną i niezobowiązującą atmosferę.
Bistro No.5 to mała restauracja na Mokotowie. Niedaleko Dolinki Służewieckiej i Galerii Mokotów zaczęły kilka lat temu powstawać nowe osiedla, a wraz z nimi nowe miejsca na kawę, lunch, a nawet na wino. Bistro No.5 jest jednym z nich. Powstało kilka miesięcy temu. W menu znajdziemy tu głównie pasty, sałatki, burgery i steki.
W wystroju wewnętrznym dominuje energetyczny kolor czerwony. Powierzchnię sali powiększa optycznie ściana z luster. Proste białe stoły ubrano w czarne obrusy, a prostym białym krzesłom dodano poduszki czerwone i w biało-czerwoną kratkę. Wygląda to sympatycznie, nowocześnie i bezpretensjonalnie. Dobrze się też komponuje z czerwoną piątką w logo lokalu.
W niedzielę jest tu dość pusto. Poza mną, przy jednym stoliku siedzi samotnie jeden klient, przy drugim siedzi grupka osób. Jak na niedzielne popołudnie nic to dziwnego. Niedziele są dla restauracji raczej trudnym dniem. Zamawiam na początek Pasztet z wątróbki podawany na focacci z sosem żurawinowym (18zł). W menu czytam z zadowoleniem, że focaccię piecze się tu na miejscu. Danie prezentuje się przyjemnie. Żurawina i pasztet to nic nowego, ale lubię czasem pójść w stronę standardów, nie oczekiwałabym też po takim bistro eksperymentalnych zestawień. Biorę do ręki nóż i widelec, próbuję ukroić kawałek… Odkładam nóż i widelec bez sukcesu. Próbuję ugryźć kawałek z równie wielką trudnością. Łamię w końcu kawałek focaccii. Kiedy piszą, że focaccia pieczona jest na miejscu, mogliby dodać, że raz w tygodniu, ta była ewidentnie z poniedziałku. Twarda jak kamień.
Zamawiając gdzieś steka pierwszy raz zwykle pytam, czy miejsce zna się na stekach, czy kucharz wie, jak go zrobić, czy mają dostęp do dobrego surowca. Czasem po odpowiedzi rezygnuję. To miejsce ma kilka steków w ofercie, kelnerka zapewnia, że wiedzą, co robią. Wychodzę więc z założenia, że mogę próbować. Zamawiam krwistego. Befsztyk z polędwicy wołowej z sosem porto podawany z ziemniakami duchesse oraz z lekką sałatką z rukoli (54zł).
Wszystkie znane mi źródła podają, że ziemniaki duchesse są przyprawionym puree ziemniaczanym uformowanym w kształtach rozetek. Tu były to plasterki ziemniaków w miseczce. Mniejsza o nazwę, ziemniaki były dobre, co rzadko mówię o ziemniakach. Dobrze przyprawione pieprzem i tymiankiem. Co do steka … raczej był to stek blue, czyli rodzaj wysmażenia o najmniejszym możliwym stopniu ścięcia. Ja akurat lubię takie steki, ale warto byłoby tę różnicę odnotować, bo taki stek może czasem wrócić z sali od niezadowolonego klienta.
Już wychodziłam, kiedy jeden z mężczyzn siedzących przy stoliku obok, podszedł do mnie i przedstawił się jako właściciel. Zapytał dla kogo robię zdjęcia. Wyjaśniłam. Odpowiedział, że ma nadzieję, że poza focaccią wszystko było ok. Czyli słyszał o problemie z focaccią. Nie przeprosił, nie zaproponował nic w zamian, „miał nadzieję, że wszystko inne było ok”. Nie oczekuję rekompensaty, bo robię zdjęcia i jestem blogerką, oczekuję jako klient, który czasem rozumie wpadki czasem nie, ale zawsze docenia chęć naprawienia sytuacji. Piątka w nazwie Bistro No.5 została wybrana jako symbol szczęścia. Szczęścia więc życzę właścicielom.
Bistro No. 5, ul. Obrzeżna 5b, Warszawa
Po więcej zdjęć Bistro No.5 zapraszam na fanpage Frobloga.