Autorska, Restauracje, Śródmieście, Starówka, Słynni restauratorzy
Skomentuj

Bistro Piąta Ćwiartka

Trochę było tak, że nie mogłam tam dojść. Miejsce w sumie miało dość dobrą premierę w mediach, pisała o nich Gazeta i inne dzienniki, na Gastronautach pojawiły się pierwsze recenzje odwiedzających. Problem polegał na tym, że godziny otwarcia – do 16tej – nie kwalifikowały się do standardowych godzin moich odwiedzin restauracji. W związku z tym wizyta była kilkakrotnie przekładana. W końcu się udało.

W menu panuje jeszcze trochę zamieszania. Karta win ponoć została ustalona wczoraj. Wszystko jest więc lekko umowne i bazuje na elemencie nowości. Samo miejsce robi jednak wrażenie. Arkady Kubickiego to przepiękne sklepienia, których nie sposób zaaranżować w jakimkolwiek innym miejscu. Ogromne okna dają mnóstwo światła, ciepła cegła świetnie się komponuje z czerwonymi krzesłami i bardzo prostym w sumie wystrojem bistro. Gromadka dzieci bawiących się na specjalnie przygotowanych dywanikach zapewniła nas, że Kręgliccy przemyśleli organizacyjnie i to miejsce.

Założenie jest proste – piąta ćwiartka to podroby. Nienawidzę tego rzeczownika. O ile nigdy nie unikałam np. rosołu z żołądków, czy serc, a nawet z czasów kuchni domowej pamiętam zachwyty ozorkiem w sosie chrzanowym, o tyle hasło „podroby” kojarzy mi się z jakimiś flakami czy wręcz płuckami, które zwykle odstręczały mnie swoim wyglądem i zapachem, zanim w ogóle je skosztowałam (co w sumie nie wydarzyło się nigdy). Ale taka „grasica” czy „foie gras” w ogóle nie komponuje mi się z podrobami. Jeśli więc podroby Was przerażają, uwierzcie mi, że w Piątej Ćwiartce raczej zmierza się w stronę tych bardziej wyszukanych.

Zamówiłam Grasicę cielęcą w sosie z figami i brandy. Przyszło danie na pięknym żeliwnym naczyniu, mocno gorącym. W znakomitym sosie z fig i brandy, ze sporą dawką pieprzu i chilli, pojawiła się idealnie mięciuteńka grasica. Do tego pieczywo – ciemne i jasne do wyboru. Wrażenie niezapomniane. Danie absolutnie z kategorii wybitnych. Do zapamiętania na długi czas. W kategorii akompaniamentu do każdego dania występują podane w wekach ogórki kiszone i wiśnie w occie winnym.

Ponieważ dania główne raczej nie występują – mówię „raczej”, bo jak stwierdziłam na początku w menu jeszcze trochę chaosu – zaraz po grasicy zaproponowano mi deser. Z mocnym wskazaniem na Ciastko czekoladowe rozpływające się. Nie trzeba mi długo wskazywać deseru czekoladowego, jak się domyślacie, zamówiłam więc z radością. Deser porównywalny z sufletem z Absyntu, odróżnia go jedynie kwadratowa forma (suflet w Absyncie był okrągły). Bardzo dobry, ale z zachwytu nie piałam.

Z win wybraliśmy zupełnie niestandardowo, bo białe alzackie Gentil marki Hugel. „Wyprodukowane ze szczepu sylvaner, ale ponad połowę składu stanowią odmiany – tokaj pinot gris (budowa), riesling (szlachetność), gewurztraminer (aromat przypraw) i muscat (owocowość).)” Bardzo nam smakowało.

Ogólnie podsumowując to miejsce, jestem bardzo ZA. Fajny pomysł, ciekawe menu, dania praktycznie niedostępne w innych kulinarnych miejscach Warszawy. Obsługa jeszcze trochę nieprzećwiczona, ale bardzo chętna do pomocy. Trzeba im dać trochę okrzepnąć i wrócić za pół roku sprawdzić, jak się rozwijają, ale potencjał jest niesamowity. Zdecydowanie dla gurmandzistów* – jak zresztą zapewniają sami właściciele.

*Znaczenia tego słowa nie znajdziecie ani w Google’u ani w słownikach języka polskiego ani nawet w słowniku wyrazów obcych. Ma staropolskie korzenie, a pochodzi od francuskiego „gourmand” – smakosz, znawca smacznych potraw.

Bistro Piąta Ćwiartka, Arkady Kubickiego, Plac Zamkowy 4, Warszawa