Bardzo fajny pomysł na knajpkę. Francuskie niezobowiązujące bistro z sklepem winnym, a zatem sporym wyborem win w dobrej cenie. Taki – jak rozumiem – był pomysł z założenia, co z niego zostało w realizacji? Niestety realizacja się nie spisała.
Po pierwsze menu. Naprawdę nie wiem, kto je układał, ale sugeruję skorzystanie z rady kogoś doświadczonego. W karcie mnóstwo past i sałatek, natomiast startery mieszają się z daniami głównymi i jest ich razem 4. Nie sposób się zorientować, co właściwie powinno się zamówić, żeby zjeść pełną kolację standardowo złożoną z przystawki, dania głównego i deseru. Na tablicy wypisane są sezonowe propozycje z truskawkami, również nie podzielone na kategorie – głównie to desery, ale truskawkowe carpaccio z octem balsamicznym bardziej chyba podpada pod kategorię przystawek. No w każdym razie w menu panuje bałagan.
Zaczęłam od ślimaków a’la provencale – mięsa ślimaków pieczonego w maśle czosnkowym z pomidorami i odrobiną białego wina. Trzeba przyznać, że bardzo dobre danie. Dawno już nie jadłam mięsa ślimaczego, prawie zapomniałam, jak pyszne potrafi być, tu w świetnej kompozycji – to danie naprawdę trafione w sedno.
Na danie główne wybrałam pierś z kurczaka faszerowaną szpinakiem, grzybami i orzeszkami pinii, podaną z francuską zapiekanką gratin. Danie zdecydowanie przeciętne. Pewnie nawet bym na nie nie spojrzała, gdyby karta była nieco bardziej obfita w dania główne, ale do wyboru był jeszcze filet z pangi i saltimbocca – na ani jedno ani drugie nie miałam ochoty.
Deser był z kategorii sezonowej – gorące maliny z lodami waniliowymi. Bardzo dobra kompozycja – lubię gorące maliny z zimnymi lodami, ale nie jest to jakieś super wyrafinowane danie, którego spodziewałabym się po kuchni francuskiej.
Niestety wybór win, choć duży, również nie należy do najbardziej udanych. Po długich przeszukiwaniach wielu półek sklepiku, kompletnie bez niczyjej pomocy – jakże to inna sytuacja niż np. w Vinariusie, który choć podobnie skonfigurowany, ma osobę someliera służącego radą jakie wino najlepiej wybrać do zamówionych dań – wybraliśmy białe wytrawne włoskie wino. Bez polotu, ale i znudziło nam się przeszukiwanie całego sklepu i czytanie etykiet wszystkich kolejnych win.
Generalnie powiem, że pomysł takiego bistro uważam za niezwykle udany i niezwykle niewykorzystany. W sumie w karcie pewnie można znaleźć kilka dobrych dań, ale trzeba sporo się naszukać, podobnie z winami. Szkoda, bo miejsce ma potencjał i naprawdę trzeba byłoby tylko odrobinę się do niego przyłożyć.
Bistro Żużu, ul. Kazimierzowska 43, Warszawa