Międzynarodowa, Restauracje, Śródmieście
Skomentuj

Brasserie Warszawska

Pierwsza moja wizyta w Brasserie Warszawska miała miejsce tuż po otwarciu. Jako jeden z blogerów zostałam zaproszona na lunch z okazji otwarcia. Właściciel Brasserie, Daniel Pawełek, znany wszystkim wcześniej z Butchery&Wine, opowiadał o swoim nowym miejscu. Mieliśmy też okazję poznać szefa kuchni. W poniedziałkowy wieczór wróciłam do Brasserie. Spodziewałam się dość pustego miejsca, w którym spokojnie będzie można porozmawiać. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że Brasserie tętni życiem do późnych godzin wieczornych, nawet w poniedziałek, dzień tygodnia najmniej skłaniający do socjalizowania się.

Podczas pierwszej mojej wizyty, uczestnikom lunchu podano porcje degustacyjne kilku przystawek i jednego dania głównego. Zacznijmy od przystawek. Koktajl z kraba z grejpfrutem i awokado. Koktajl był pyszny. Kawałeczki kraba, miniaturowe krewetki, pomidorki koktajlowe, grejpfrut i awokado dały bardzo orzeźwiającą kompozycję, w której – o dziwo – krab nie ginął w tle. Krem z dyni z piniowcami i szałwią. Dla mnie zbyt delikatny, zdecydowanie doprawiłabym to danie. Smażone ostrygi w towarzystwie sałatki z kopru włoskiego i cytryny konfit. Świetnypomysłna ostrygę, dobre towarzystwo zarówno fenkułu, jak i cytryny. Parfait z Foie Gras. Zrobiło na mnie największe wrażenie. Muślinowa konsystencja foie gras i towarzyszące mu konfitura morelowa oraz brioszka spowodowały, że przez moment skupiłam się wyłącznie na relacji pomiędzy mną a tym foie gras. Była to relacja intensywna i bardzo emocjonalna. Po prostu pokochałam tę przystawkę.

Tego parfait nie ma już w karcie Brasserie, mam nadzieję, że to stan przejściowy. W poniedziałkowy wieczór na przystawkę wybrałam Escabeche z makreli na tatarze z czerwonych buraków z chrzanem (29zł). Mianem escabeche oznacza się w kuchni śródziemnomorskiej marynowane ryby lub mięsa. Makrela w tym daniu marynowana była w occie i soku z cytrusów, co nadało jej smaku delikatnej, nienarzucającej się marynaty. Towarzyszyły jej trzy rodzaje buraków – płatki marynowanego, kawałek pieczonego i tatar z buraczków z chrzanem. Do tego odrobina śmietankowego serka i orzechy. Danie wyglądało imponująco, pięknie pachniało. Bardzo doceniam ilość pracy, którą trzeba było włożyć w przygotowanie. Przy tym całym nakładzie sił i środków powinno być równie genialnie jak parfait, jest jednak tylko dobre.

Przy daniach głównych nie eksperymentowałam. Na lunchu z okazji otwarcia zaserwowano nam przepyszną Smażoną pierś kaczki Barbarie z cykorią i śliwką. Było znakomicie. Kaczka różowa, lekka gorycz cykorii i lekka słodycz śliwki świetnie zestawione. W poniedziałek wybrałam prościej, na mój talerz trafiła więc Polędwica wołowa z ziemniakami dauphine i szpinakiem (89zł). Tym razem nie zaskoczyły dodatki, ale sama polędwica. Krew się nie lała, choć prosiłam o krwistą, jednak była tak idealnie mięciuteńka i różowa wewnątrz, że nawet dla mnie, osoby wiele wymagającej od krwistego mięsa, ta polędwica była idealna.

O deserach niewiele mogę powiedzieć. Musiałam wyjść przed ich podaniem w trakcie lunchu z okazji otwarcia, w poniedziałek zamówiłam Selekcję serów (45zł) i był to świetny wybór. Selekcja to cztery kawałki serów wśród nich takie standardy jak Camembert i Comte. Największe wrażenie zrobił na nas jednak Livarot, „Pułkownik”, ser podpuszczkowy, miękki, dojrzewający z pomarańczową skórką. Historycznie podczas dojrzewania ser ten obłożony był pięcioma warstwami splecionego sitowia, chroniącego go przed zapadnięciem. Ponieważ pięć warkoczy sitowia przypominało pięć belek na mundurze pułkownika, ser ten nazywany jest w Normandii Pułkownikiem. Jest niezwykle intensywny w smaku. Przy wyborze tego zestawu serów, warto się kierować zasadą jedzenia od najłagodniejszego do najintensywniejszego – od Comte do Livarot. Pozwala to docenić smaki poszczególnych kawałków. Przyjemny koniec wieczoru.

O Brasserie napisano już wiele i wiele opinii wygłoszono na jej temat. Moim zdaniem to dobre miejsce z dobrą kuchnią. Jestem wolna od porównań z Butchery, które nigdy nie było moim ulubionym miejscem. Cieszy mnie więc, że menu Brasserie coraz bardziej oddala się też od Butchery, bo w pierwszej fazie miałam wrażenie, że podobieństw jest zbyt wiele. Chciałabym jeszcze, żeby było więcej win w cenie poniżej 100zł za butelkę. Może kiedyś. Wygląda na to, że można tu miło spędzić wieczór i przy okazji dobrze zjeść.

Brasserie Warszawska, ul. Górnośląska 24, Warszawa

Po więcej zdjęć Brasserie zapraszam na fanpage Frobloga na Facebooku.