Wracam do Casa Pablo po pół rocznej nieobecności. Miejsce znane mi jest z dobrej, dość wyszukanej hiszpańskiej kuchni. Bardzo mnie dziwi nieustające pomijanie Casa Pablo przez oficjalne gastro-przewodniki – miejsce nie znalazło się ani w polskiej edycji Gault & Millau, ani nie zostało wyróżnione choćby sztućcem przez Michelin. Zaciekawiona tą sytuacją, idę sprawdzić, czy jest jakiś powód tej sytuacji.
Casa Pablo troszeczkę ucierpiało przez otwarcie Tapas Gastrobaru, należącego do tych samych właścicieli. Wprawdzie jest adresowane do zupełnie innej grupy docelowej, jednak spora część gości z Hiszpanii, których zawsze można było spotkać w Casa Pablo, przeniosła się do Tapas Gastrobaru. W żadnym razie nie jest pusto, ale gości jest zdecydowanie mniej niż bywało w przeszłości. Czy zmieniła się także jakość jedzenia?
Carpaccio z małży Św. Jakuba podawane z foie gras, kwiatem kalafiora, grillowanym ananasem i wędzoną oliwą z oliwek (49zł) zachwyca już przy podaniu. Skrapiane przy gościu oliwą Castillo de Canena – wędzoną organicznym dębem, roztacza zapachowe aromaty. Pięknie wygląda. Jest też świetnie skomponowane. Kalafior dodaje mu chrupkości, ananas jest rześkim kontrapunktem, a dwugłos surowych przegrzebków z foie gra jest naprawdę bardzo udany.
Nie zawodzi także danie główne Chipirones – Kałamarnice duszone we własnym atramencie, podane z ryżem i chrupiącymi szalotkami (69zł). Szokuje wizja czarnego talerza, ale po skosztowaniu, czarne chmury odchodzą w niepamięć. Kałamarnice faszerowane są kawałkami kalmarów i duszone w swoim atramencie. Centralnie osadzona kupka ryżu zachwyca kleistością, a szalotki odpowiadają za chrupkość. Ponownie, podniebienie zaspokojone jest różnorodnością tekstur i znakomitym smakiem.
Na deser zamawiam Suflet czekoladowy (28zł). To, co przychodzi nie jest jednak sufletem a fondantem. Nie ma w nim cienia ubitych białek, a zarazem niezbędnej puszystości sufletu. Stali czytelnicy mojego bloga znają moją „alergię” do panoszących się wszędzie w Polsce pretensjonalnych fondantów. Deseru asertywnie i konsekwentnie nie przyjęłam. Reakcji obsługi niestety nie mogę wysoko ocenić. Nie zgodzono się ze mną w temacie różnic pomiędzy sufletem a fondantem. Kelnerzy pozostawili deser przede mną, choć wyraźnie zaznaczyłam, że nie zamierzam go jeść. Wreszcie sama odłożyłam go na stolik obok i stamtąd go zabrano. Nie zaproponowano mi też innego deseru. Na plus zaliczam restauracji, że nie doliczono nam go do rachunku i próbowano załagodzić sytuację podając nalewkę gratis. Jednak komentarz kelnerki serwującej nalewkę: „bo nie chcemy się z panią kłócić” serdecznie mnie ubawił. Dowiódł, że choćby procedury ustalone przez właścicieli były naprawdę ok, to obsługa potrafi je po prostu zepsuć. Przy okazji przypomniałam sobie reakcję Kafe Zielony Niedźwiedź, gdzie miałam podobną sytuację z fondantem aka sufletem – menadżer restauracji zareagował wzorcowo „Zgadzam się z Panią, to nie jest suflet, ale taki deser podajemy i źle się stało, że nazwaliśmy go sufletem, jeśli życzy Pani sobie inny deser z karty, zamienimy”.
To nie był najlepszy dzień obsługi Casa Pablo. Zwykle byłam pod wrażeniem kompetencji i elegancji tutejszych kelnerów, tym razem niestety nie. Jednak nie zmienia to bardzo wysokiej oceny kuchni w tym miejscu. Przystawka i danie główne, a także obydwa dania mojego towarzysza, były naprawdę najwyższej klasy. Zatem nie ma we mnie zrozumienia, dlaczego Casa Pablo z punktu widzenia przewodników. Ja z pewnością tu wrócę, choćby po to, by przyjrzeć się tej obsłudze z większą uwagą.
Casa Pablo, ul. Grzybowska 5A, Warszawa, tel. 22 324 57 81
Po więcej zdjęć Casa Pablo zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga. Zachęcam do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: