Miałam kilka podejść do tego miejsca. Miałam też trochę pretensji. Wydawało mi się totalnie nieprofesjonalne. Jak można nie mieć licencji na alkohol prowadząc restaurację? Oburzałam się strasznie i w dalszym ciągu wydaje mi się to sporą dawką nonszalancji. W każdym razie Esencja jest jaka jest. I trzeba ją przyjąć z dobrem inwentarza. A jeśli się już to zrobi, odpłaci się pyszną kuchnią i świetną bezpretensjonalną atmosferą Mokotowa.
Trafiliśmy trochę z klucza „Gęsina na Św. Marcina”. Miejsce pojawiło się na liście restauracji oferujących tenże specjał. Ale zanim gęsina, zjedliśmy jeszcze przystawki. W moim przypadku była to Gruszka zapiekana z cykorią z serem owczym pleśniowym z Ranczo Frontiera i orzechami włoskimi. Boska kompozycja. Jadłam i wzdychałam. Pyszny ser, pyszna gruszka, cykoria zrobiona tak, że grama goryczy i idealnie dopasowane orzechy włoskie. Po prostu cudeńko ten starter.
Potem gęsina. Ekologiczna wyjątkowa gęś kołudzka. A właściwie kawałki gąski z makaronem tagliatelle na lekko słodko z żurawiną … Pyszne, acz piekielnie syte to danie.
Świetna pani kelnerka. Uśmiechnięta, przyjazna, kompetentna, ale też z umiejętnością zaprzyjaźniania się. Obsługa więc bardzo dobra, choć nie oczekujcie, że po 22giej poczeka spokojnie aż będziecie już chcieli pójść. Raczej da Wam do zrozumienia, że pora na Was. To właśnie uroki, o których wspominałam. To miejsce jest prawdziwe. Kelnerka nie udaje, że ma ochotę siedzieć z Wami do oporu. Jest asertywna. Zna swoje obowiązki, ale Ty gościu znaj też swoje. Trzeba być w miarę punktualnym.
Przez telefon przy rezerwacji za to możecie się dowiedzieć, że nie ma alkoholu. Najlepiej spytajcie. To oczywiście dość egzotyczna fanaberia, ale nam dała możliwość wypicia swojego własnego bardzo dobrego wina kupionego w cenie sklepowej, a nie restauracyjnej. Patrząc więc na „the bright side” – ma to swoje plusy.
No i po czasie odczekanym, jemy jeszcze deser. Mus czekoladowy. A właściwie kruche ciasto z dwiema warstwami czekolady – ciemną i białą. To dopiero jest majstersztyk. Czekolady komponują się idealnie, a lekko słonawy podkład ciasta dobija na koniec. Dobija w taki sposób, jak czasami dobija Was świadomość rozkoszy absolutnej, przy której można tylko wzdychać, ewentualnie mruczeć, ale której kompletnie nie można się oprzeć i – co totalnie sprzeczne z ideą blogowania – w żaden sposób opisać. Liczę na Waszą wyobraźnię i polecam.
Esencja Smaku, ul. Odolańska 10, Warszawa