Kultura
Skomentuj

Fredro dla dorosłych

Szłam na tego Fredrę z nastawieniem „miło będzie zobaczyć, ale co z Fredry można jeszcze wyciągnąć?”. Nie przeczytałam najwyraźniej, że spektakl mocno odbiega od klasycznego odgrywania Fredry. I dobrze, bo tym większe było moje zaskoczenie.

Fredro dla dorosłych – mężów i żon” jest osadzeniem fredrowskiego „Męża i żony” w codzienności nowoczesnej. We współczesnych strojach, z telefonami komórkowymi, telewizorem, z piosenkami Joe Cockera i Leonarda Cohena. Gdybym to przeczytała, a nie widziała, pewnie nie umiałabym zestawić w całość. Właśnie dlatego warto obejrzeć ten spektakl.

Chodziło o to, by udowodnić, iż Fredro jest aktualny, choć pisany wierszem i sprzed wielu lat, ciągle traktuje o kwestiach ponadczasowych. Bardzo udana próba. Nie lubię Żebrowskiego, jest przystojny, ale nudny, więc tym bardziej mnie dziwi, że będąc producentem tego spektaklu odniósł taki sukces.  

Żebrowski jako aktor przechodzi tu zresztą samego siebie. Mam wrażanie, że tak daleko zagalopował się w swoich dotychczasowych rolach, że koniecznie chciał zmienić swój wizerunek. Nieco go stonować. Może nawet trochę ośmieszyć. W wywiadach mówi, że Fredrę uwielbia od zawsze, na studiach grywał Papkina, a Fredrzystka Anna Seniuk była jego mistrzynią w szkole aktorskiej. Trzeba przyznać, że Żebrowski jest w tym spektaklu zabawny, co mnie bardzo zdziwiło.

Pierwszy akt jest trochę sztywny. Być może publiczność nie orientuje zbyt szybko o co chodzi, być może aktorzy nie do końca wciągają w zabawę. Trochę się na to patrzy dziwnie, ale drugi akt jest już bardzo dobry. Oczywiście Jolanta Fraszyńska jest znakomita. Zawsze miałam sporo szacunku do tej aktorki, tutaj też pokazuje się z dobrej strony. Na szczęście, (zdaje się, że to dzięki któremuś telewizyjnemu show) nie oglądałam Joanny Liszowskiej, która mnie mocno męczy i której oglądać nie umiem. W jej roli – Justysi – występuje Barbara Kałużna. Zastępstwo, które ma chyba nie przewyższać oryginału. Czwarta rola – dobra – to Alfred Wojciecha Mecwaldowskiego.

Trochę drażni w spektaklu nieustające bieganie po scenie, okrzyki i wzmożona ilość ruchów frykcyjnych wykonywanych przy każdej okazji. Jeśli jednak przymknie się na to oko, całość może się spodobać. No a obejrzenie bezradnego, napalonego, w bokserkach zamiast na dotychczas oglądanego naburmuszonego, nieogolonego, uduchowionego Żebrowskiego, jest zdecydowanie warte wybrania się do Teatru Komedia. Nie, żeby był sexy, tego chyba nie potrafi zagrać, ale przynajmniej udowadnia, że potrafi się szczerze uśmiechnąć.  

“Fredro dla dorosłych – mężów i żon” Teatr Komedia, Warszawa