Polska, Restauracje, Śródmieście
Skomentuj

Restauracja U Kucharzy

Wczorajszy wieczór zakończyłam w restauracji „U Kucharzy”. W restauracji, w której wygrywa przede wszystkim pomysł. Od jakiegoś czasu już wiadomo, że w Warszawie jest coraz więcej miejsc, gdzie można bardzo dobrze zjeść. Wiadomo też, że coraz częściej wyróżnikiem bywa jakość obsługi, a nie jakość jedzenia. „U Kucharzy” jedzenie jest wyśmienite, obsługa bardzo dobra, ale przede wszystkim, najlepszy jest pomysł.

Pomysł w sumie prosty, a jednak nie było do tej pory takiego miejsca. Restauracja powstała w kuchni Hotelu Europejskiego. Dosłownie w kuchni. Gość jest więc naprawdę gościem kucharzy, którzy przygotowują dania na jego oczach. Można sobie usiąść przy wysokich ławach barowych i zajadać z widokiem na miejsce pracy kucharzy. Można też usiąść przy stoliku, wprawdzie bez bezpośredniego widoku, ale jeśli się zamówi np. tatara, kucharz przyjeżdża ze stołem na kółkach i robi przysmak na naszych oczach.

Pomysł robi wrażenie piorunujące również dlatego, że kuchnia jest autentyczna. Ma prawdziwe białe kafle, gdzieniegdzie potłuczone, ma zwykłą czarną podłogę – łatwą do czyszczenia, stoły są drewniane i proste, lodówki stoją na widoku. Istny minimalizm. Jedynym elementem, który – poza stolikami – każe nam na chwilę przypomnieć sobie, że nie jesteśmy w restauracji, jest fortepian. Czarny. Dla kontrastu z białymi kaflami.

Do stołu podają wszyscy. Kucharze, kelnerzy, kto akurat przechodzi. O dziwo wszyscy są też świetnie poinformowani. Nie tylko o własnym menu, ale też o „stanie zaawansowania klienta” – czy klient jest przed daniem głównym czy przed deserem, itd. To robi wrażenie.

Zamówiłam tatara, którego pan kucharz zrobił na moich oczach. Nie mogłam oderwać oczu od krojenia wołowiny. Zamówiłam kaczkę z żurawiną, czerwoną kapustą i podpiekanymi ziemniaczkami. Kaczka wychodzi z pieca o 18ej. I od tej godziny jest dopiero dostępna. Kolega J. zamówił gicz cielęcą, która wychodziła z pieca o 19.30, czekaliśmy więc grzecznie na dania główne, a każdy przechodzący kucharz informował nas „za 10 minut gicz wychodzi z pieca”.

Mój tatar był znakomity, kaczka po prostu wybitna. Miękka, z chrupiącą skórką, idealnie doprawiona majerankiem. Świetnie się komponowała z tą słodkawą żurawiną i czerwoną kapustą. Naprawdę świetne danie. Wino też bardzo przyzwoite, tym razem sycylijskie. Na deser zjadłam jeszcze tutejszą wersję tiramisu. Miało pomarańczowy posmak. Zupełnie inny niż normalnie, ale bardzo dobry.

Na dodatek, w pewnym momencie do fortepianu zasiadł pianista i zaczął grać … Od standardów jazzowych, przez Joe Cockera, The Beatles, aż do Stinga. Kilka razy byłam naprawdę wzruszona. No cóż, ponoć kiedyś Hotel Europejski słynął z doskonałej kuchni. Teraz też, z tą tylko różnicą, że kuchnia stała się jego główną atrakcją. Całość pod patronatem Adama Gesslera, zaczynam wierzyć w to, że Gessler oznacza jakość.

Dwa zastrzeżenia. Po pierwsze nie wybierajcie się tam na randkę. Miejsce nie współgra z romantyczną kolacją i patrzeniem sobie w oczy, bo oczu nie można oderwać od kucharzy. J A po drugie, toaletę raczej omijajcie. Niestety minimalizm wystroju spowodował brak działającego zamka, a nawet zamykających się drzwi. Jeśli jednak na takie drobiazgi przymnie się oko, spokojnie można to miejsce polecić. Dobre pomysły powinny być przecież nagradzane!

Po więcej aktualności i recenzji restauracji warszawskich zapraszam na Fanpage Frobloga na Facebooku. 

Gessler Restauracja U Kucharzy, Warszawa, ul. Ossolińskich 7