Restauracje, Ursynów, Wegetariańska
Skomentuj

Goodyfoody

Goodyfoody prezentuje się jako koncept, nie jako restauracja. W ramach swojej działalności oferuje catering dla firm, dla osób prywatnych, a także knajpkę, która niedawno przeniosła się z lokalizacji centralnej na Ursynów. Strona Goodyfoody informuje, że „pomysł zrodził się z indywidualnej potrzeby dobrego odżywiania się i jednocześnie dzielenia się tą ideą z innymi”. Brzmi zachęcająco, wybieram się więc na lunch.

Dzień piękny, godzina 13ta, sala pusta. Trochę to martwi, słyszałam bowiem, że w poprzedniej lokalizacji było pełno non stop. Wnętrze dość przestronne, urządzone prosto, ale ciekawie. Plastikowe lampy i krzesła, w kącie wygodna różowa sofa, którą natychmiast zajmujemy. Kącik zabaw dla dzieci sugeruje, że w weekendy może to być intensywnie, hałaśliwie i bardzo rodzinnie.

Na start wybieram Sałatę z mango i avocado z delikatnym sosem z musztardy francuskiej z owocami granatu.Kiedy wchodzi, pytam o granaty … zwykle bowiem przecudnej urody owoce granatu rozrzuca się na wierzchu, żeby cieszyły oczy. Moment zastanowienia kelnerki, ostatecznie zabiera moją sałatkę z powrotem do kuchni i po chwili wraca triumfalnie z sałatką w wersji z granatami. Przyjemne danie, sos faktycznie jest bardzo delikatny. Wolałabym, żeby był intensywniejszy, miałoby to wtedy więcej smaku. Rozumiem jednak, że taki był koncept, nie każdy lubi dania solidnie przyprawione.

Potem następuje długie czekanie. Jest to o tyle dziwne, że na sali jest jeszcze tylko jedna osoba, a poza tym, zjedliśmy już startery, które zwykle dają kucharzom czas na przygotowanie dań głównych. Czas pomiędzy zajmuję popijaniem Świeżej mięty w kubku z limonką. To jest dokładnie taki napar, o który proszę czasem w restauracjach, które nie serwują zwykłej herbaty miętowej. Fajny pomysł, dobrze to wygląda i dobrze smakuje.

Wreszcie dostaję Pierogi z mąki żytniej z klarowanym masłem z kaszą jaglaną i grzybami. Po doświadczeniu z przystawki, pytam (złośliwie) czy grzyby na pewno są w środku. Niestety już po kilku kęsach okazuje się, że pytanie to nie było pozbawione sensu. Mój towarzysz dostaje Naleśniki ze szpinakiem i kozim serem … bez koziego sera. Dyskutujemy z kelnerką. Tłumaczy, że kozi ser się rozpuścił, ale na pewno jest w środku. Wyjaśniamy, że kozi ser zmienia istotnie smak i raczej trudno go rozpuścić do stanu niezauważalnego i niewyczuwalnego. Ostatecznie pytam, czy moje grzyby też się rozpuściły. Kelnerka przeprasza za wpadki, dodaje, że to nie jej wina. Opadają mi ręce. Chcę jak najszybciej wyjść.

„Boże ty widzisz i nie grzmisz!” – powiedziałaby moja babcia, nomen omen przedwojenna restauratorka. Czy „dobre odżywianie” wg Goodyfoody pozbawione jest podstawowych składników dań? Czy „koncept” zakłada taki luz, że kucharze robią co chcą, a kelnerka jedynie tłumaczy, że to nie jej wina? Jeśli tak, to dziękuję za taki koncept i za takie dobre odżywianie. Oby to była wina zmiany lokalizacji i związanego z nią zamieszania po przeprowadzkowego. Chcę w to wierzyć.

Goodyfoody, ul. Zamiany 12, Warszawa

Po więcej zdjęć Goodyfoody zapraszam na Fanpage Frobloga na Facebooku.